Mieszkający w Chorzowie pan Adam wpadł na pomysł, aby kupić własną przyczepę kempingową. Miało to być idealne rozwiązanie w czasie pandemii na bezpieczne podróżowanie bez żadnych ograniczeń. Wraz ze swoją żoną rozpoczął poszukiwania odpowiedniej oferty, aż w końcu trafili na jeden z salonów specjalizujących się w sprzedaży sprzętu caravaningowego. Jak twierdził sprzedawca, wybrana przez małżeństwo przyczepa została sprowadzona z Anglii.
- W lipcu 2020 r. za przyczepę zapłacił ponad 25 tysięcy zł. Dostał pełną dokumentację, a także potwierdzenie z centralnego rejestru Wielkiej Brytanii, iż nie jest kradziona, a także nie ma obciążeń bankowych - podaje Gazeta Wyborcza - Pan Adam w Urzędzie Miasta w Chorzowie złożył wniosek o zarejestrowanie przyczepy. Dostał tymczasowy dowód rejestracyjny, a także tablicę rejestracyjną. Ubezpieczył przyczepę i razem z rodziną ruszył w Polskę. - czytamy dalej na stronie Wyborczej.
Po spędzeniu wymarzonych wakacji rodzina wróciła do Chorzowa, a pan Adam zaparkował przyczepę na podwórku. Spokój jednak nie trwał długo. Kilka dni później do drzwi zapukała policja z nakazem zabezpieczenia rzekomo kradzionej przyczepy.
- Samą przyczepę zostawili na moim podwórku, ale ostrzegli, że nie tylko nie mogę jej używać, ale nawet przestawić. Dodali, że ponoszę za nią pełną odpowiedzialność - poinformował Gazetę Wyborczą Pan Adam.
W grudniu ubiegłego roku sprawę umorzono. Okazało się, że kilka lat wcześniej przyczepa faktycznie została skradziona, jednak pan Adam nie mógł o tym wiedzieć. Ze względu na to, że śledczy nie wiedzieli komu w tej sytuacji należy ją zwrócić, chorzowska prokuratura wydała postanowienie o przekazaniu przyczepy do depozytu Sądu Rejonowego.
- To jednak nie zmieniło sytuacji pana Adama. Choć przyczepa tym razem jest w depozycie sądu, tak naprawdę nadal stoi na jego podwórku. I w dalszym ciągu ponosi za nią odpowiedzialność - podaje Wyborcza.
Chorzowianin nie ma zamiaru już walczyć o przyczepę, wypowiedział nawet sprzedawcy umowę jej kupna. Tylko teraz co zrobić, aby zniknęła ona z jego podwórka? W piśmie do sądu pan Adam odmówił świadczenia usług depozytowych i zapytał o zwrot kosztów za przechowywanie przyczepy na swojej posesji.
- Sąd powiadomił go, że poprosił prokuraturę, aby wobec jego odmowy wskazała miejsce, w które należy przewieźć przyczepę. Śledczy odpowiedzieli jednak, że decyzja należy do sądu. W tej sytuacji sąd poradził panu Adamowi, aby o zwrot kosztów przechowywania przyczepy zwrócił się do prokuratury lub policji - czytamy na stronie Gazety Wyborczej.
Teraz pan Adam został zobowiązany do zwrotu tablicy rejestracyjnej. Tu jednak pojawił się kolejny problem. Mężczyzna nie może tego zrobić, bo przyczepa jest zaparkowana tyłem do ściany, a zgodnie z wydanym wcześniej postanowieniem, nie może jej nawet ruszyć.
LINK DO ORYGINALNEGO ARTYKUŁU GAZETY WYBORCZEJ ZNAJDUJE SIĘ: <<TUTAJ>>
źródło: Gazeta Wyborcza
Napisz komentarz
Komentarze