Igraszki, igraszkami. Zasadniczo nie ma w nich nic złego. Kłopoty zaczynają się wtedy, gdy przedsylwestrowa noc wymknie się spod kontroli i spełni się jedna z równie groteskowych, co mrocznych i przerażających wizji Woody Allena. - Prawdziwym testem dojrzałości nie jest to, ile kto ma lat, lecz to, jak zareaguje, gdy obudzi się nagle w śródmieściu w bieliźnie - brzmi cytat słynnego reżysera.
Co prawda powyższy wariant nie jest jeszcze najgorszym z możliwych, bowiem nie pozbawia nas resztek godności, ale przecież nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej. Jak zareagowalibyśmy w takich okolicznościach? Prawdopodobnie większość z nas, gdy już zdałaby sobie sprawę z beznadziejności sytuacji, wpadłaby w panikę, zaczęła płakać lub odeszła od zmysłów i zaczęła tańczyć sylwestrową salsę.
Tyle, że rzecz nie działaby się w otoczeniu palm, na słonecznych Karaibach, a w zimnym grudniowym zaułku jednego ze śląskich miast, gdzie nad krajobrazem górują jedynie kominy hutnicze. W najgorszym przypadku byłby to Kaufhaus. Podnosimy ciężkie powieki, czując na sobie pełne dezaprobaty spojrzenia starszych pań, które już o 5:00 wychylają swoje głowy zza okien familoków, opierają łokcie o poduszkę, i wnikliwie obserwują tę małą część świata, w której żyją. Test dojrzałości oblany na sto procent.
Wówczas bylibyśmy tematem numer jeden, nie tylko podczas porannej mszy, ale również przez kilka następnych tygodni, miesięcy, lat. A przecież nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej. Nie jest to najczarniejszy z możliwych scenariuszy. Lepiej więc pozostać przy miłosnych igraszkach, których życzymy naszym czytelnikom w trakcie "Dnia bez bielizny".
Napisz komentarz
Komentarze