Poniższy wywiad pochodzi z oficjalnej strony internetowej Ruchu Chorzów:
Już dwa tygodnie minęły od ostatniego w tym roku spotkania. Zdążył Pan już na spokojnie przemyśleć i przeanalizować to, co wydarzyło się jesienią?
Można powiedzieć, że po zmianach, do jakich doszło latem, w drużyna złapała właściwy rytm w końcówce rundy. Mam tu na myśli spotkanie w Płocku, które powinno być wygrane, czy też potyczkę z Wisłą Kraków. Te mecze pokazały, że wielu zawodników po przejściu tych problemów, które ich dopadły – mam na myśli kontuzje czy przerwy w treningach, doszło do pełnej dyspozycji i mogliśmy zestawić w tych dwóch spotkaniach taką drużynę, która zaprezentowała poziom, jaki chcielibyśmy oglądać w większości meczów. Zauważmy, że było dużo rotacji w składzie, często ustawialiśmy zespół nie tak jak powinien on optymalnie funkcjonować, tylko z zawodników, którzy byli zdolni do gry. Przypomnijmy sobie spotkanie z Zagłębiem, kiedy do dyspozycji mieliśmy zaledwie trzech nominalnych obrońców i musieliśmy jakoś zestawić defensywę przesuwając kogoś z innej pozycji. Po porażce w Płocku byłem bardzo zły, wręcz wściekły, że nie wygraliśmy. Ale zarówno ten mecz, jak i zwycięstwo nad Wisłą Kraków dodały mi pozytywnej energii, która cały czas mi towarzyszy. Z niecierpliwością czekam na to, co wydarzy się w nowym roku – przygotowania, sparingi, no i później liga. Jestem przekonany, że ta drużyna jest w stanie grać bardziej regularnie i przede wszystkim częściej wygrywać.
O Ruchu często się mówiło, że to drużyna, która nieźle gra w piłkę, że na pewno są w tej lidze zespoły słabsze. Niestety, nie potwierdza tego na razie tabela…
Trudno komuś udowadniać, że jesteśmy lepsi od jakiejś drużyny, skoro w tej chwili – już po odjęciu – mamy najmniej punktów. Gdyby nie ujemne punkty, nie bylibyśmy najgorsi. W tym, o czym mówiłem na początku, zawiera się właściwie wszystko. Stabilizacja bierze się z tego, gdy zespół może zagrać w jednym ustawieniu większą liczbę meczów oraz szlifować pewne elementy taktyczne. Jeśli zawodnik wchodzi do treningu po 3-4 tygodniach przerwy, to jest w stanie zagrać 1-2 spotkania, ale ta jego forma często jest niestabilna, dyspozycja fizyczna nie jest wtedy na odpowiednim poziomie.
Przed startem sezonu doszło do zmian w drużynie, choć nie było ich aż tak wiele jak rok wcześniej. Jak z perspektywy czasu ocenia Pan letnie ruchy transferowe?
Rzeczywiście, latem 2015 r. było bardzo dużo zmian w zespole. W tym roku natomiast było ich mniej, ale straciliśmy dwóch, jeśli nie najważniejszych, to jednych z najważniejszych zawodników. Mam oczywiście na myśli Matusa Putnockiego, który wcześniej – można powiedzieć – w dużej mierze uratował Ruchowi ligę swoimi interwencjami, oraz najlepszego napastnika Mariusza Stępińskiego. Przypomnijmy sobie wyjazdowe spotkanie z Wisłą Kraków, gdzie zagrał świetnie. Wygraliśmy, ale po meczu Mariusza już nie było. To mogło zachwiać drużyną i tak też się stało. Potrzebowaliśmy czasu na załatanie tej luki. W spotkaniach z Cracovią i Legią dysponowaliśmy tylko jednym nominalnym napastnikiem, Kubą Arakiem. Później dołączyli do nas Jarosław Niezgoda i Eduards Visnakovs, ale też potrzebowali czasu i nadal go potrzebują. Nieraz zdarzało się, że nawet bardzo dobrzy piłkarze po przyjściu potrzebowali takiej kwarantanny, by wejść w nowe metody treningowe, poznać zespół, jego filozofię gry. Nie chciałbym już dzisiaj segregować i oceniać tych zawodników, którzy trafili do Ruchu latem. Na pewno jednak na duży plus zdążył już się pokazać Jarek Niezgoda, który strzelił dla nas 7 bramek w 11. występach. To ma swoją wymowę. Powrót Michała Helika był bardzo istotnym wydarzeniem dla drużyny. Pewności dodało także wejście do zespołu Marcina Kowalczyka. Generalnie jednak na oceny przyjdzie czas po zakończeniu jakiegoś okresu. Dla mnie takim będzie np. koniec zasadniczej części rozgrywek. Dodajmy jeszcze, że wielu z tych piłkarzy, którzy nas zasilili w letnim okienku, dopiero teraz przejdą w Ruchu pierwszy cykl treningowy okresu przygotowawczego. Latem nie było im to dane. Wahania formy mogły być spowodowane również tym.
Jesień nie była dla nas udana, a jak Pan ocenia cały kończący się rok?
Pierwsze półrocze uważam za udane z racji tego, że dostaliśmy się do pierwszej ósemki. Choć nie zaczęło się ono dla nas zbyt dobrze – już na początku roku odjęto nam punkt, który w końcowym rozrachunku mógł okazać się brzemienny w skutkach. Weszliśmy do grupy mistrzowskiej i zaczęto nam wyliczać mecze bez zwycięstwa, ale pamiętajmy, że rywalizowaliśmy z najlepszymi zespołami w Polsce i to mając do dyspozycji praktycznie najmłodszą drużynę w lidze. Generalnie jednak w ciągu całego roku wokół zespołu było wiele zawirowań. Odjęty punkt, pożyczka od miasta, zmiany prezesów, czy ostatnie perturbacje, który zakończyły się ujemnymi punktami. Oczywiście możemy wziąć wiele na barki jako zawodnicy i trenerzy, ale takie rzeczy, które dzieją się wokół drużyny, na pewno nie są bez znaczenia i czasami mają wpływ na to, co dzieje się na boisku.
A jakie pozytywy Pan dostrzega?
Potrafiliśmy zagrać bardzo dobre mecze, np. z Wisłą Kraków, Koroną Kielce czy Górnikiem Łęczna. Te spotkania pokazały, że ta drużyna ma potencjał.
Po grudniowej porażce z Arką powiedział Pan, że się nie poddaje. Ostatnio w jednym z wywiadów mówił Pan, że nie ma Pan dosyć pracy w Ruchu. Skąd Pan czerpie siły?
Przede wszystkim z tych wygranych spotkań. Dużo dla mnie znaczył ostatni mecz z Wisłą Kraków. Być może inaczej byśmy dzisiaj rozmawiali na ten temat. Drużyna dała ewidentnie sygnał, że doszliśmy do momentu, w którym trzeba coś pielęgnować, szlifować, oczywiście także doskonalić. Nie jesteśmy w ślepym zaułku, nie trzeba zaczynać od początku. Być może wystarczą drobne korekty, by ta drużyna była bardziej stabilna.
Podobną sytuację przeżywał Pan już dwa lata temu. Wtedy też Ruchu kończył jesień w strefie spadkowej. Jak bardzo przyda się Panu tamto doświadczenie?
Ci, którzy „dotknęli” gry w strefie spadkowej, wiedzą, co to jest. Inaczej wygląda sytuacja zespołu, który plasuje się w sezonie zasadniczym w górnej ósemce i tuż przed końcem z niej wypada. Występuje frustracja, obawy. Natomiast funkcjonując w tej dolnej części tabeli człowiek już się psychicznie oswaja, przygotowuje. Tam każdy mecz, każda interwencja czy decyzja może być bardzo istotna.
Niebawem początek okresu przygotowawczego, czas pracy. Czy będzie to przede wszystkim czas pracy na boisku, czy też pracy nad głowami zawodników?
Potrzeba będzie praca w każdym elemencie. Jest to młody zespół, w którym jest wielu zawodników jeszcze na dorobku, takich, którzy dopiero zaczynają tak naprawdę przygodę z piłką. Dlatego trzeba pracować zarówno nad przygotowaniem motorycznym i taktycznym, jak również psychicznym, aby być przygotowanym na wiele trudności i przeciwności. Ale gra w piłkę nożną często się z tym wiąże.
Czy Pana zdaniem drużyna udźwignie ten ciężar odpowiedzialności? Piłkarze nie będą grali tylko dla siebie czy kibiców, ale być może także o przyszłość klubu.
Muszą udźwignąć! Ja będę pracował nad tym, aby myśli o przyszłości klubu nie wywoływały w zespole obaw czy tremy, aby presja nie plątała piłkarzom nóg na boisku. Odcięcie zawodników od tego będzie niezwykle istotne.
Czego życzyć Panu i drużynie w nowym roku?
Abyśmy to my tym razem wygrali 8 spotkań jedną bramką, a nie tak, jak to było jesienią. A tak na poważnie, abyśmy wszyscy byli zdrowi w okresie przygotowawczym, by zawodników omijały kontuzje. W mijającym roku przekonaliśmy się, co dzieje się, gdy kilku piłkarzy leczy urazy i nie możemy pracować w taki sposób, jaki byśmy chcieli.
A czego Pan życzy swoim piłkarzom i kibicom?
Przed rozpoczęciem urlopów życzyłem zawodnikom, aby przede wszystkim wypoczęli, aby wrócili pełni energii, zapału i optymizmu, a także pełni wiary, że jesteśmy w stanie utrzymać Ekstraklasę w Chorzowie. Życzyłem im również, by byli gotowi na twardy bój. Wielu z nas – trenerów czy piłkarzy – przeżyło grę w grupie spadkowej i wiemy jak to jest, ale jest w zespole wielu takich, którzy zderzą się po raz pierwszy z taką sytuacją. Uczulałem ich na to i życzyłem im, by wrócili z urlopów bardzo mocni.
Natomiast kibicom życzę, by nie zabrakło im wiary w tę drużynę. Niejednokrotnie to pokazywali wspierając ją, dopingując. Fani często śpiewają: „czy wygrywasz, czy nie, ja i tak kocham cię”. Życzę im, by byli często zadowoleni z postawy zespołu, by radości było dużo więcej niż w tym kończącym się roku. Wszystkiego dobrego!
Rozmawiał Tomasz Ferens
Tekst i fot.: www.ruchchorzow.com.pl
Napisz komentarz
Komentarze