Ze Świętami Bożego Narodzenia kojarzą nam się dwie podstawowe rzeczy. Pierwsza to jedzenie. Jest takie powiedzenie "Kto niy je makówek, tyn niy ma Ślonzokiem", no chyba, że ma uczulenie na mak... To nie jest obraza dla kogoś. Makówki są stare, pochodzą z czasów pogańskich, podawane były wtedy na ucztach, a potem stały się super jedzeniem na wigilijny wieczór. To jest ta pierwsza rzecz, a druga to jest Dzieciątko, które przynosi prezenty Ślązakom pod choinkę, jak wszyscy jedzą wieczerzę wigilijną. To Dzieciątko wzięło się i z Biblii, i z tradycji czeskiego Jezulatka (jest taki kult w Pradze czeskiej). Trzecim filarem jest kult św. Jadwigi do Dzieciątka Jezus, co potwierdzają stare książki, i jest to najmniej znany wątek. Zachowało się nawet malutkie gliniane Dzieciątko św. Jadwigi Śląskiej w Trzebnicy, ma około 6 cm i jest przechowywane w zakrystii. To wszystko sprawiło, że śląskie Boże Narodzenie jest inne i trzeba to szanować.
Akurat my tutaj na Śląsku jesteśmy pod dużym naciskiem tych amerykańskich tradycji, tych czerwonych krasnoludków w czerwonej czapce z bąblem. Cała Polska czy większość Polski przyjmuje te tradycje w dobrej wierze, "bo to takie fajne synki lotajom", ale to jest zabójcze dla śląskiej kultury. Dlatego też stąd taka moja akcja jeżdżenia z tym osłem, Matką Boską i Dzieciątkiem, bo jak sobie nie upilnujemy tej tradycji Dzieciątka, to wyjdziemy po prostu na głupków. Nie możemy o tej starej tradycji, bo przynajmniej 800-letniej, zapomnieć. Na początku nie były to wielkie prezenty, tylko jakieś jabłko, cukierek albo zrobione przez babcię na drutach rękawiczki, ale i tak nie możemy tej tradycji zamienić na jakiś szmelc. Amerykanie mają dużo fajnych pomysłów, ale to akurat jest szmelc wymyślony przez marketingowców. Jesteśmy tego ofiarami. Ten krasnoludek nie przeszkadza amerykanom w Nowym Jorku czy Polakom w Warszawie, ale na Śląsku bardzo przeszkadza i jest to bardzo szkodliwe dla naszej śląskiej kultury, która jest wyjątkowa nie tylko z punktu widzenia całej Polski, ale też całej Europy i świata. Wiem, co mówię, bo zajmuję się tym już 35 lat.
Mam nadzieję, że Ślązacy to też kiedyś zrozumieją i nie będzie za późno, gdy ich dzieci już nie będą mówić, że Dzieciątko im coś przyniosło na święta. Nawet się mówi życząc wesołych świąt - bogatego Dzieciątka. To jest dwuznaczne, bo dzieci odbierają to jako prezent - dobry, bogaty, a dorośli jako to bogactwo duchowe. Jest jeszcze aspekt trzeci - kto zagubi z horyzontu świętowania Dzieciątko, czyli ten wątek religijny, to wychodzi trochę śmiesznie. To tak jakby wybierać się na narty w środku lipca w Chorzowie. Święta bez Dzieciątka i religii są trochę puste, ale to już jest moje zdanie. Nie chcę nikomu sprawiać przykrości, bo przecież można być niewierzącym i cieszyć się świętami. Życzę wszystkim wesołych świąt i oczywiście bogatego Dzieciątka!
źródło: wypowiedź Marka Szołtyska
Napisz komentarz
Komentarze