Maraton to bieg zupełnie wyjątkowy - jako jedyny z wielu dystansów posiada swoją osobną nazwę, a legend na jego temat nie brakuje. Pokonanie na zmierzonej trasie 42 km i 195 m to także popularny cel wśród biegaczy amatorów. Czy można stanąć na starcie królewskiego dystansu po 273 dniach przygotowań? Na pewno nie jest to łatwe, gdy zaczyna się z poziomu... kanapy.
Słomiany zapał
Norbert Barczyk od 14 lat wraz z przyjacielem prowadzą w Chorzowie agencję fotografii sportowej Press Focus. Siedziba firmy mieści się na Stadionie Śląskim obok biur Silesia Marathon. Jak sam mówi, od dłuższego czasu jego styl życia był daleki od racjonalnego. Efekt? 108 kg wagi i zadyszka po wejściu na drugie piętro. Przeprowadzone wyniki badań krwi - jak można było się spodziewać - nie napawają optymizmem. Kilkukrotnie pojawiały się już próby zmiany przyzwyczajeń. Do tej pory nieskuteczne, ponieważ Norbi słynie ze słomianego zapału.
- Kilka razy robiłem badania z krwi i wszystko co związane z niezdrowym trybem życia świeciło na czerwono: cholesterol, próby wątrobowe, kwas moczowy, glukoza itp. Do tego stłuszczona wątroba, nadciśnienie, bezdechy itp. Wszystko związane z otyłością. Pomyślałem, że albo teraz, albo nigdy. Mój tata zmarł na zawał, gdy miał 48 lat. Za 10 lat będę w tym wieku i coraz częściej o tym myślę, więc trzeba było coś w końcu z tym zrobić. Mam wspaniałe dwie córki (Iga i Nadia), więc robię to też dla nich. Postanowiłem wyznaczyć sobie jakiś cel. Włączyłem zdrowe odżywianie i zapisałem się na Silesia Marathon, oczywiście na bieg główny - mówi Norbert.
Tak właśnie powstał Projekt273 - Norbi Biega. Co oznacza 273? Dokładnie tyle dni minie od pierwszego stycznia do pierwszego października. Wtedy już po raz piętnasty na ulice śląskich miast wyruszą uczestnicy Silesia Marathonu. Wśród nich ma pojawić się Norbert. Inicjatywa ma również charakter charytatywny. Norbert postanowił przekazać na konto Fundacji Studio Figura, która pomaga dzieciom i młodzieży zmagającym się z problemem nadwagi oraz otyłości, 1 zł za każdy przebiegnięty przez siebie kilometr od 1 stycznia do maratonu.
- Pod koniec minionego roku zapytałem trenera czy jest to do zrobienia, żeby nie zrobić sobie krzywdy, bo nie o to chodzi. Powiedział, że jeżeli będzie regularność i profesjonalnie podejdziemy do tego, to dam radę - tłumaczy autor projektu.
"Mam z tego fun"
Dni ubywa do celu i ubywa również naszego bohatera - w pozytywnym słowa znaczeniu! Po dwóch miesiącach regularnej pracy, przyszły maratończyk spalił dobre parę kilogramów i może pochwalić się całkiem przyzwoitą formą. Pokonanie dziesięciu kilometrów na treningu nie jest już dla niego wyzwaniem.
- Zszedłem do 97 kg i szczerze, to nie pamiętam kiedy ważyłem poniżej 100 kg... Fajnie mieć jakiś cel w życiu, a ja chyba muszę go mieć, gdyż wtedy łatwiej jest mi coś realizować. Mówiąc półżartem teraz już nie mogę się z tego wycofać, skoro projekt trafił do informacji publicznej! - śmieje się Norbert. - Ale ja serio mam z tego fun, to nie jest tak, że to robię na siłę. Naprawdę mam z tego radochę każdego dnia. Jak dopada mnie przeziębienie i nie mogę wyjść na trening to już mnie nosi - dodał biegacz.
Norbert może liczyć na wsparcie najbliższych, co jak twierdzi jest ważną składową sukcesu. Jego żona Katarzyna pełni w projekcie rolę dietetyka oraz motywacyjnego coacha, a do treningów podłączają się znajomi. Okazuje się, że widok szlifującego formę byłego kanapowca, pobudził innych do działania.
- Mamy teraz fajną grupę znajomych biegaczy, z którymi często trenujemy w Parku Śląskim. Oni często powtarzają, że jak ja już zacząłem biegać, to może każdy. Jeden z kumpli śmieje się, że odkąd mnie zna to ja ciągle jestem na diecie i biegam. Przez mój zapał wcześniej trwało to maksymalnie 2 tygodnie i później powrót do niezdrowego trybu życia. On wie jak mnie motywować - z uśmiechem na twarzy wspomina Barczyk. - Jest frajda, kilogramy idą w dół, kondycja się poprawia. Teraz tylko się zastanawiam, gdzie ja byłem przez ostatnie 15 lat? Kiedyś w sferze marzeń miałem półmaraton, ale jakbym go przebiegł na jesień to byłby niedosyt. Na to będę gotowy już niebawem. Doszedłem do wniosku, że albo grubo, albo wcale - dodaje.
Trening czyni mistrza
Czy jednak maraton to nie jest przysłowiowe porywanie się z motyką na słońce? Zapytaliśmy Michała Króla, który trenuje Norberta, czy aby ten nie zawiesił sobie poprzeczki zbyt wysoko.
- 273 dni to wystarczająco dużo, aby pokonać dystans, jak najbardziej. Tu nie chodzi o nie wiadomo jakie wyniki, celujemy w metę. Żeby pokonać sam maraton to myślę, że Norbert da radę - ocenia Michał. - Z tego co wiem dla niego główną motywacją jest zdrowie, a start w zawodach ma być taką wisienką na torcie, nagrodą za wykonaną pracę. Trening wprowadzamy małymi krokami. Musimy przyzwyczajać mięśnie i stawy do wzrastającego wysiłku. Nie chcemy żeby ta przygoda z bieganiem się szybko skończyła przez kontuzję - tłumaczy trener.
Jak do tej pory wszystko zdaje się iść w dobrym kierunku. Nam pozostaje trzymać kciuki za powodzenie projektu, do czego również zachęcamy naszych czytelników. A może historia Norberta stanie się inspiracją dla innych?
- Jeśli ja faktycznie kogoś zmotywuję, to mnie to też dalej napędza. Jak ktoś mi napisze, że dzięki mnie zaczął więcej się ruszać, to ta energia wraca. To daje ludziom do myślenia że się da. Że każdy może zacząć biegać, czy dbać o siebie. No bo jak ja to zrobię, to już każdy to zrobi (śmiech)!
Czasem taki kop z zewnątrz jest potrzebny. Tak jak żona mnie dała kopa, tak ja też daję innym - podsumowuje Norbert.
Polecamy Waszej uwadze fanpage bohatera naszego artykułu w serwisie facebook.
Napisz komentarz
Komentarze