Na początku choinka była tylko gdzieś tam w Alzacji i na pograniczu francusko-niemieckim, ale uważano ją wtedy za pogański zwyczaj, niemający nic wspólnego ze świętami Bożego Narodzenia. Dopiero potem ludzie zrobili z tego chrześcijańską tradycję, bo to w końcu drzewo, nawiązanie do Adama i Ewy w raju, nowe życie, Pan Bóg się rodzi...
Tak naprawdę zaczęło to się rozchodzić po całej Europie w czasie wojny napoleońskiej, czyli jakieś 200 lat temu. Wtedy też zwyczaj dotarł do Niemiec, a stamtąd już na Śląsk. W Polsce choinka przyjęła się trochę później, bo pod koniec lat międzywojennych. U Ślązaków, jak widać na starych zdjęciach, już w trakcie I wojny światowej, ci co byli na froncie i robili gdzieś na zapleczu Wigilię, mieli ustrojoną choinkę. W kościołach dopiero z czasem proboszczowie zaczęli wprowadzać te drzewka, bo 80 lat temu wciąż "pachniały one jeszcze pogaństwem". Później przyszedł czas plastiku, chociaż on już chyba całkowicie odchodzi. Ludzie jednak wolą naturalne choinki i tak też podpowiadają ekolodzy, że są one lepszym wyborem, bo można je chociażby przerobić na nawóz.
Oczywiście ci, którzy poprzestają na choince w związku ze świętowaniem Bożego Narodzenia, to tak jakby jeździli autem tylko z trzema kołami. Trzeba pamiętać, że na Śląsku do tej choinki musi być Dzieciątko, które przynosi prezenty. Nie jakiś nie wiadomo kto, krasnoludek czy coś, to musi być Dzieciątko! Do świąt należą też kolędy, chodzenie do kościoła, jest to taki czas, żeby pomyśleć.
W śląskiej tradycji to nie jest tak, że w święta mają przyjechać wszyscy i 50-60 osób siada przy jednym stole, bo to przecież można się wykończyć. Tutaj pilnowano, aby odbywało się to w gronie domowników, dopiero w drugi dzień Świąt zaczynało się chodzenie i odwiedzanie. Ludzie kiedyś mieli dobrze, bo świętowało się do Trzech Króli, czyli miało się aż 14 dni! Dzisiaj my wszystko chcemy zrobić od razu, męczymy się.
Jeśli chodzi o jedzenie, gdyby Ślązacy skupili się tylko na tym typowo śląskim jedzeniu, to by naprawdę nie wydali dużo pieniędzy. Trochę chałek czy słodkich bułek z makiem zmielonym lub ugotowanym na mleku, czyli makówki, to nie kosztuje dużo. Suszone owoce, które można sobie samemu przygotować - moczka albo kompot z suszu, to też nie kosztuje dużo. Sięganie do śląskich tradycji na czas Bożego Narodzenia jest nie tylko piękne, ale też oszczędne, co w dzisiejszych czasach jest dla nas dodatkowym bonusem. Warto szukać w śląskiej kulturze inspiracji, bo ona jest chrześcijańska, oszczędna i do tego taka praktyczna.
Na te święta życzę wszystkim bogatego Dzieciątka w sensie duchowym i dosłownym, bo Dzieciątko oznacza nie tylko nowonarodzonego Jezuska, ale też prezent na Wigilię. Do dzisiaj babcie pytają wnuków "co dostałeś na Dzieciątko?", bo jest to tutaj podstawowe pytanie. Życzenie komuś na Śląsku "bogatego Dzieciątka" nie jest więc niczym dziwnym i jest chyba nawet ważniejsze niż mówienie "Wesołych świąt!".
źródło: wypowiedź Marka Szołtyska
Napisz komentarz
Komentarze