Gdyby mogła mówić, opowiedziałaby niejedną historię. Ale nie tylko to, co działo się wokół niej zasługuje na szczególną pamięć. Chorzowski zegar Omega obchodzi swoje 85 urodziny.
Zielona walizka
Wszystko zaczyna się w roku 1929, gdy szwajcarska firma Omega postanowiła zorganizować konkurs na najpopularniejszy polski klub. Zwycięzca otrzymywał od jej przedstawicieli zegar stadionowy. Konkurs najpierw przeprowadzano wspólnie z "Przeglądem Sportowym", a później z tygodnikiem "Raz Dwa Trzy". W 1939 roku plebiscyt wygrał ówczesny Ruch Wielkie Hajduki. Nowy czasomierz po raz pierwszy odmierzał minuty meczowe w maju, gdy Niebiescy mierzyli się z ekipą Union-Touring Łódź. Wtedy też doszło do wydarzenia, które zapisało się złotymi zgłoskami w historii najwyższych rozgrywek ligowych w Polsce. Ernest Wilimowski, jeden z najwybitnieszych piłkarzy Ruchu Chorzów, strzelił wtedy rywalom 10 goli, a mecz zakończył się wynikiem 12:1 (3:0) dla gospodarzy. Wyczyn "Eziego" po dziś dzień jest rekordem ekstraklasy.
Wybuch II wojny światowej nie pozwolił na dokończenie rozgrywek piłkarskich. Opiekunem Omegi od początku był chorzowski zegarmistrz, pan Augustyn Ferda. Na mecze przynosił mechanizm zegara w specjalnej, przeznaczonej do jego transportu zielonej walizce. Z obawy przed tym, aby nie trafił on w niepowołane ręce, na czas prowadzonych działań zbrojnych ukrył chronometr w swojej piwnicy. Wcześniej rozebrał go na części, zakopał i przykrył stertą węgla. O lokalizacji skarbu podobno nie poinformował nawet własnej żony. Warto zauważyć, że wartość Omegi to wtedy ok. 4 tys. zł. Dla porównania, koszt budowy stadionu Ruchu wyniósł 170 tys. zł. Przeliczając, śmiało można założyć, że dziś zegar szacunkowo mógłby kosztować nawet 4 mln zł!
Po zakończeniu wojny i powrocie rozgrywek ligowych, "strażnik zegara" zawitał na Cichą z charakterystyczną walizeczką. Na kolejnym meczu, po pierwszym gwizdku sędziego maszyna rozpoczęła odliczanie.
Powrót po latach
Początkowo Omega zlokalizowana była naprzeciw trybuny krytej. Z uwagi na to, że Ruch większość meczów rozgrywał w godzinach południowych, święcące słońce przeszkadzało w jego odczycie. Zdecydowano, aby przenieść zegar za północną bramkę i stamtąd dumnie spoglądał na boisko do 1979 roku. W czasie jej "służby" na murawie brylowali tacy zawodnicy jak Gerard Cieślik, Eugeniusz Faber czy Antoni Piechniczek. Następnie "przyszło nowe" i w jej miejscu zamontowano elektroniczną tablicę świetlną Elektromontażu, a konstrukcja Omegi przeniesiona została za drugą bramkę. Wtedy już przestano korzystać z jej epokowego mechanizmu. Ale to nie koniec tej historii!
W roku 1995 Ruch Chorzów obchodził swoje 75-lecie. Na tę okoliczność chronometr zyskał nową tablicę zegarową, odblaskowe napisy i jednorazowo został uruchomiony w dniu meczowym. Przez cały miniony czas zegar był zaopiekowany, najpierw przez Augustyna Ferdę, a później jego zięcia Jerzego Małyskę i wnuka Grzegorza. Kolejnym powrotem Omegi był rok 2015. Z okazji 80-lecia wzniesienia stadionu przy Cichej, uruchomiono mechanizm na mecz z Legią Warszawa. Niewiele ponad rok później, 77-letni chronometr wrócił na stałe na swoje miejsce. Dokładnie tam gdzie zaczynała się jego przygoda.
Jedyny taki na świecie
O ile opiekunowie jednego z symboli Ruchu Chorzów mogą zadbać o jak najlepsze warunki jego przechowywania i konserwacji, o tyle pod wątpliwość poddawana jest słuszność używania go na meczach piłkarskich. Unikatowa na skalę światową Omega była kilkukrotnie narażona na ataki pseudokibiców. M. in. w 2017 roku elementy mechanizmu ucierpiały od rac. Trzeba pamiętać, że tak wiekowemu zegarowi może zaszkodzić nawet najmniejsza usterka.
Obecnie stary stadion Ruchu nie spełnia warunków rozgrywkowych, m. in. z powodu braku sztucznego oświetlenia. Dlatego też chronometr na dłużej pozostaje w swojej zielonej walizce. Klub od początku 2023 roku jako z obiektu "domowego" korzystał z areny Piasta Gliwice, następnie przeniesiono się na Stadion Śląski. Na Cichej 6 odbywają się treningi, a czasem mecze sparingowe.
Dziś Omegą opiekuje się Michał Małyska (syn Grzegorza), a pomaga mu w tym jego syn Bartosz, który w przyszłości ma przejąć rolę "strażnika". Będzie to już piąte pokolenie, jakie zajmie się pielęgnacją wyjątkowego urządzenia.
Napisz komentarz
Komentarze