Jakub Brzozowicz: Tegoroczne mistrzostwa Europy U18 w Bańskiej Bystrzycy to twoja pierwsza, "duża" impreza. Z takich mniej sportowych aspektów, co zapamiętasz z tego wyjazdu? Może coś cię zaskoczyło?
Łukasz Zaczyk: Na pewno organizacja na stadionie. Starty na czas, nie było żadnych opóźnień. Wszystko było do perfekcji opanowane. Jakbym się spóźnił minutę do call roomu-u, to by mnie nie wpuścili, za to były dyskwalifikacje. Cała impreza to dla mnie duże przygotowanie pod mistrzostwa seniorskie. Momentami był stres, ale mnie on motywuje.
Szybko się zadomowiłeś?
Mimo wszystko na Słowacji jest jakby inny klimat, duszno. Słońce wcześnie wstawało, to od 8 już się nie dało spać. Musiałem się przyzwyczaić do jedzenia. Był catering, a w nim śniadanie, obiad, obiad i na kolację obiad. Dla mojego żołądka to było trudne do przetrawienia. Ale jedzenie było różnorodne, więc każdy mógł znaleźć coś dla siebie.
Przed startem zawsze lubię zjeść coś lekkostrawnego. Na szczęście przed finałowym biegiem dali to, co trzeba. Wybrałem makaron z kurczakiem, jakiś sos i oranżadę do picia. Bezpieczne, przetestowane.
Wspominałeś o stresie. Mówisz, że tobie dodaje motywacji, ale w nadmiarze chyba może zaszkodzić?
Ja muszę mieć wszystko zaplanowane. Piszę sobie w dzienniczku, co o danej godzinie zrobię. Jest tam też miejsce na czas dla siebie, na leżenie z nogami do góry. Wtedy stres się pojawiał, chociaż koledzy mówili, że nie było nic po mnie widać. Przed biegiem miałem lekkie bóle brzucha, takie "zaciski". Pojawiły się w dniu finału. Byłem zdziwiony, w moim przypadku to pierwsza taka sytuacja. Przed biegiem rozmawiałem z panią psycholog. Zaleciła mi ćwiczenia oddechowe, chyba miałem jakiś skurcz. Przeszło, podczas finału nic nie czułem.
Opowiedz o swoich startach. Pierwszy, można odnieść wrażenie, że poszedł gładko. Dodało ci to skrzydeł?
Na pewno tak. Eliminacje wspominam dobrze, w szczególności pierwszy bieg. Czułem się idealnie. Wszystko zagrało: forma, dzień, wielki luz pod nogą. Byłem przyblokowany i bez problemu wyszedłem z tego na spokojnie. Chyba nigdy tak dobrze nie czułem się podczas biegu.
W półfinale już było inaczej. Można powiedzieć, że czułem zmęczenie. Pamiętam, że przed biegiem miałem ciężkie nogi. Popełniłem dużo błędów taktycznych. Znów dałem się zamknąć, próbowałem wyjść, musiałem się przepychać. Koledzy mówili, że wyglądałem trochę jakbym płynął. Dostałem kopniaka, trochę uszkodziłem achillesa. To był bardzo mocny, ciężki bieg, dużo mnie kosztował. Trochę źle rozegrałem końcówkę, przyspieszyłem za wcześnie, przez to Tom Waterworth z Wielkiej Brytanii mnie wyprzedził. Popsuło mi to humor. Zamiast cieszyć się z finału, byłem lekko rozbity.
Ale ktoś ci wytłumaczył, że nie tędy droga.
Tak, mój trener potrafi ze mną rozmawiać. On wie, że ja nie lubię przegrywać. Mówił mi, że popełniłem błędy taktyczne i gdyby ich nie było, to bym go pokonał. Zebrałem się i następnego dnia zrobiłem to w finale, "łyknąłem" go na ostatnich metrach.
Ilością emocji jakie towarzyszyły finałowi można by rozdzielić kilka biegów. Przynajmniej z perspektywy kibica. Jak to wyglądało z twojej?
Pierwsze kółko prowadziłem, choć założenia były zupełnie inne. Z trenerem nastawialiśmy się, że Anglicy wyjdą na prowadzenie, że będą chcieli zmęczyć Hiszpana (Aaron Ceballos, red.). Miałem ustawić się jako trzeci, czwarty i pociągnąć za resztą, a na ostatniej setce powalczymy. Bieżnia nas zweryfikowała, był bardzo wolny bieg. Ja ruszyłem szybko i znalazłem się na czele stawki. Poprowadziłem pierwsze 400 m spokojnie, czując jakie też mam tego dnia możliwości. Zamknęliśmy koło w 59 sekund, to jest naprawdę bardzo wolno.
Zaoszczędziliście na pierwszym okrążeniu i zaczęła się "zabawa"?
Potem kolejna setka też była spokojna i dopiero ruszyło. Od dwusetki było jakby nadane kolejne tempo, kolejny bieg wrzucony, ciężko mi było przyspieszyć. Hiszpan przede mnie wbiegł, wyprowadził mnie z równowagi. Zmęczenie było ekstremalne! Widziałem, że uciekają mi rywale. W głowie miałem takie myśli, że będzie ciężko. Już się prawie pogodziłem z tym, że będę walczył o dalsze miejsca niż czołowe.
Pokazałeś, że warto jednak walczyć do końca. Rzutem na taśmę wywalczyłeś brąz. Dosłownie!
Na ostatnich metrach jakby ktoś mnie pociągnął, takiego kopa dostałem. Postawiłem wszystko na jedną kartę. Ten pad to chyba bardziej ze zmęczenia był, nie planowałem tego!
Na pewno ten brąz dla mnie smakuje jak złoto. Chciałem wygrać, ale po tej końcówce, gdzie nie byłem pewny niczego, to naprawdę z medalu bardzo się cieszę. To jak dotychczas największy sukces w mojej karierze!
Serdecznie ci gratuluję! Cofnijmy się teraz o ciut i opowiedz, jak w ogóle trafiłeś do lekkiej atletyki.
To głównie przez mojego tatę, który biega amatorsko w zawodach. Zawsze mnie zapisywał na takie biegi towarzyszące. Dzięki temu dowiedziałem się, że mam duże możliwości. Po wygraniu takiego małego biegu czułem się mistrzem świata!
Mój pierwszy klub lekkoatletyczny to TS AKS Chorzów, trenowała mnie Marzena Gruchel. Nie wiązałem wtedy z tym przyszłości. Trenowałem też biathlon i piłkę nożną. Zawsze wyróżniało mnie to, że jestem szybki i wytrzymały. Te cechy sprawiły, że jednak postanowiłem związać się z bieganiem na dłużej.
Jakie są Twoje relacje z aktualnym trenerem, Januszem Szczyrkiem?
Mój trener jest najlepszym na jakiego mogłem trafić. Poświęca się dla nas ogromnie, bardziej się chyba już nie da. Na każdy wyjazd jeździ z nami. Widać, że lekkoatletyka to jego pasja. Mamy bardzo dobry kontakt. Przyjechał do mnie na ME do Bańskiej Bystrzycy. Nie był w kadrze, więc uczestniczył na swój własny koszt. Po to też aby mi pomóc, zmotywować. Bardzo jestem za to wdzięczny.
Ojciec dba o twój rozwój w kwestii sportowej. Czy zatem mama jest tą osobą, która pilnuje innych aspektów, np. nauki?
Myślę, że dużo zawdzięczam tacie, dzięki niemu jestem w tym sporcie i jestem człowiekiem aktywnym. Mam też od niego duże wsparcie. Mama też biega, ukończyła parę maratonów, ale tak bardziej rekreacyjnie. Dla niej to bardziej zabawa, żeby mieć fun, przygodę, zaznać atmosfery. Tata w tej kwestii bardziej się spina. Co do nauki to tak, mama mnie pilnuje, trzyma rękę na pulsie. Jest równowaga. Ostatnio miałem średnią ocen powyżej 4., więc myślę, że sobie radzę.
Czego twoim zdaniem uczy sport indywidualny?
Cierpliwości i na pewno pokory, pewności siebie i poznania swojej wartości. Na co zapracujesz to masz. Tu wszystko zależy ode mnie. To nie jest drużyna piłki nożnej, gdzie jest wiele czynników, które mogą wpłynąć na sukces zespołu. Na co się zapracuje, ile zrobisz wyrzeczeń podczas roku żeby osiągnąć coś, to wszystko zaprocentuje i po prostu wiesz na co cię stać. Jeżeli ktoś się poświęci, jest w tym wytrwały i robi to wszystko na 100%, to ten sukces będzie dla niego możliwy.
Masz swojego biegowego idola?
Moim idolem jest Marcin Lewandowski. Zawsze mnie fascynowało jak potrafił pokazać silnego gościa z siebie, zarówno na bieżni czy w życiu, podczas wywiadu. Jest kozakiem. Widzę w nim garstkę siebie, mamy podobne zachowania. Jest wielu sportowców, których podziwiam i szanuję. Taką osobą jest też Adam Kszczot - profesor biegów średnich.
Co masz na myśli, mówiąc, że widzisz w nim siebie?
On zawsze idzie po swoje, bez względu na okoliczności. Ja na halowych mistrzostwach Polski czułem, że bierze mnie choroba. Pomimo tego wystartowałem i wygrałem. Potem płożyłem się w takim pokoju dla zawodników, my na to mówimy "izba wytrzeźwień". Okazało się, że miałem gorączkę 39 stopni, musieli się mną zająć ratownicy. Nie chciałem myśleć o tym, że mogę być słabszy, odrzuciłem tę myśl. Wiem, że pokazałem charakter wtedy.
Teraz roztrenowanie, a kiedy wracasz do ścigania?
W tym roku mistrzostwa Polski w przełajach odbędą się w Bytomiu, w listopadzie. Poprzednio wygrałem w Drzonkowie, więc teraz będę pretendentem do tytułu, będę miał żółty numerek. No i Bytom to miasto w którym trenuję i chodzę do szkoły.
Przełaj w Drzonkowie to był mój najcięższy bieg jaki pamiętam, nigdy się tak nie zmęczyłem. Na mecie zwymiotowałem, pierwszy raz w życiu. Ja normalnie biegam do 1500 m i wszystko powyżej, to jest dla mnie świat nieznany, tam się może wydarzyć wszystko.
Będziemy zatem śledzić te zmagania. A co w dalszej perspektywie?
W przyszłym roku mistrzostwa Europy w Finlandii w Tampere i dla mnie nowa kategoria U20, więc będę rywalizował ze starszymi od siebie. Postaram się zrobić wszystko, aby nie jechać tylko po doświadczenie.
Będę walczyl o medal, o złoto. To zawsze będzie mój cel, nigdy nie będę brał pod uwagę niczego innego. Jak jadę tam, to chcę bić się o jak najlepsze cele. Ciężko na to będę pracował.
Dziękuję bardzo za rozmowę i trzymam kciuki za kolejne sukcesy!
Dziękuję i do zobaczenia na zawodach!
fot. Łukasz Szeląg
Napisz komentarz
Komentarze