Trwają prace nad wdrożeniem reformy edukacji. Już teraz wiadomo, że nie obędzie się bez ”ofiar”.
Prawdopodobnie się nie obędzie. Liczę na to, że wesprze nas ten naturalny proces, jakim jest przechodzenie nauczycieli na emeryturę, i części zwolnień uda się uniknąć. W tej chwili nie jesteśmy w stanie przewidzieć wielu rzeczy. To nie stanie się z dnia na dzień, lecz zostanie rozłożone w czasie. Ten proces potrwa co najmniej trzy lata. Przed szkołami, rodzicami, uczniami i samorządem, stoi olbrzymie wyzwanie.
Co stanie się z budynkami po obecnych gimnazjach?
Będziemy je przekształcać. Mówiąc najprościej, budynki te zostaną wypełnione przez podstawówki. Zobaczymy ilu uczniów przypadnie na jedną szkołę. Przewidujemy, że w każdej z tych placówek, będzie średnio około dwóch klas, na jeden rocznik. Takie są założenia, ale w razie konieczności, możliwe są od tego odstępstwa. W tej chwili funkcjonuje w naszym mieście piętnaście szkół podstawowych. Planujemy utworzyć dodatkowo kolejnych pięć. Oczywiście w budynkach po wygaszanych gimnazjach.
Czy dwadzieścia szkół podstawowych to nie za dużo, jak na nasze miasto? Tym bardziej, że od wielu lat miasto się wyludnia...
Te piętnaście szkół, które w tej chwili funkcjonują w Chorzowie, to zbyt mało by w przyszłości pomieścić tylu uczniów z Chorzowa. Tym bardziej, że władze oświatowe wymagają od nas, żeby nie było dwuzmianowości. Nawet jeśli rodzice się na to godzą, kuratorium mówi: „nie”, i musimy się do tego dostosować. Osiem klas, to większa liczba uczniów. Obecnie nie ma takiej możliwości, żeby ilość szkół mogła być mniejsza.
A co czeka budynki, w których działają obecnie samodzielne gimnazja?
Ten problem dotyczy tylko budynku po Gimnazjum nr 1. Jeszcze nie zdecydowaliśmy co się z nim stanie. Chcielibyśmy jednak, żeby zachowana została jego funkcja oświatowa. Jeżeli chodzi o budynki, w których gimnazja funkcjonują równolegle z liceami, to oczywiście zostaną tam ogólniaki. Jeżeli gimnazja razem z podstawówkami – szkoły podstawowe.
Znane są już przybliżone koszty wprowadzenia reformy w naszym mieście?
To, za co będziemy musieli na pewno zapłacić, to między innymi takie prozaiczne rzeczy jak zakup nowych mebli. Sale i pracownie gimnazjalne są dostosowane do dzieci starszych. Mebelek przeznaczony dla dziecka ze szkoły podstawowej musi być inny niż dla 12-latka czy 14-latka. To będą na pewno duże koszty. Resztę, tak naprawdę, podyktuje nam życie. W tej chwili nie jestem w stanie tego oszacować. Przewidujemy odprawy na nauczycieli, którzy być może stracą prace, zakup nowych pomocy dydaktycznych, doposażenie biblioteki itd...
Wielu nauczycieli i samorządowców określa tę reformę jako gwałtowną i nieprzemyślaną. Zgadza się Pan z tym?
Niestety tak. W pierwszej kolejności otrzymaliśmy plik dokumentów, czyli projekt, do którego dołączono ponad czterysta stron komentarzy. Były one w znacznej mierze bardzo niejasne i źle przygotowane, ale zostaliśmy zmuszeni rozpocząć prace przygotowawcze w oparciu o to, czym dysponowaliśmy. Prezydent miasta powołał zespół, w którego skład wchodzili ludzi związani pośrednio i bezpośrednio z oświatą: dyrektorzy szkół i wydziałów edukacji, nauczyciele, rodzice, informatycy, specjaliści od demografii naszego miasta i radni. Te jedenaście osób działało przez wiele miesięcy, żeby zaproponować jakiś model edukacji, po tej reformie.
To – mam nadzieję – nam się udało. Zgadzam się jednak ze stwierdzeniem, że reforma jest wprowadzana w sposób zbyt gwałtowny i w znacznej mierze nieprzemyślany. Co prawda odbywały się konsultacje z przedstawicielami samorządów, ale to były raczej monologi organizatorów tych spotkań, którzy reprezentowali władze państwowe. Trudno to nazwać konsultacjami. Odpowiedzi na konkretne pytania padały bardzo rzadko lub wcale. Radziliśmy sobie w oparciu o te skromne dane, którymi dysponowaliśmy. Wielu rozporządzeń nie ma do tej pory. Ustawodawca nie przewidział wielu rzeczy.
Na przykład?
Ustawa nie przewiduje na przykład istnienia klas dwujęzycznych lub klas mistrzostwa sportowego, w obecnej postaci, w oparciu o sprawdzone wzorce i doświadczenia. Trzyletnie gimnazjum pozwalało na funkcjonowanie m.in. dwujęzycznych klas przy liceum im. Juliusza Słowackiego. Teraz mamy spory problem. Trzeba będzie szybko szukać rozwiązań i spróbować sobie poradzić w inny sposób. Ustawodawca mówi tak: „Chcecie mieć szkołę podstawową przy liceum? W porządku, możecie ją założyć, ale od I do VIII klasy.”
Kolejny problem to funkcjonowanie tak zwanych SMS-ów. Tak naprawdę, miałoby to sens, gdyby szkoły mistrzostwa sportowego obejmowały uczniów klas IV do VIII. Istnienie klas tworzonych przez dzieci w wieku gimnazjalnym przy „Słowaku” też jest w tej chwili w zasadzie niemożliwe, ale cały czas rozmawiamy z kuratorium i próbujemy znaleźć sposób rozwiązania tego problemu. O innych lukach, na tym etapie, niestety nie możemy rozmawiać, bo mamy na to za mało czasu.
Jak do tych zmian podchodzą rodzice?
Są zaniepokojeni. Bez przerwy pytają władze miasta: „Co będzie z tymi klasami?”, „Co czeka nasze dzieci?”. To całkiem naturalne, ale tak jak już wspomniałem, jesteśmy w trakcie przekształceń systemu edukacji w mieście. Na wiele z tych pytań sami szukamy odpowiedzi i nie zawsze jesteśmy właściwym ich adresatem. Wiele problemów zgłaszanych przez rodziców powinno trafić do ministerstwa oświaty i kuratorium. Obecny system przynosił odpowiednie efekty, odnosiliśmy znaczące sukcesy, zwłaszcza na tle miast ościennych. Teraz trzeba przystosować się do nowych realiów. Organizujemy spotkania z nauczycielami i rodzicami, wyjaśniając założenia nowej sieci szkół w Chorzowie. Zapraszamy na nie osoby, które szukają na ten temat informacji.
Co czeka nas w najbliższych miesiącach?
Trzeba stworzyć system, w którym stopniowo będziemy „odchudzać” część szkół i kierować z nich uczniów do nowych budynków. To na pewno nie będzie łatwe, ale niestety nie mamy innego wyjścia. Kolejną rzeczą, z którą liczyć się muszą nie tylko rodzice, ale również samorząd, są dodatkowe wydatki. Kadra będzie musiała się doskonalić, dostosować do nowych realiów. Precyzyjne wytyczne dotyczące podstawy programowej nadal są świeże. Trwa debata na ten temat. Wiemy tylko jakie będą ogólne zmiany i wiele gremiów naukowych krytykuje to, czego będą musiały uczyć się nasze dzieci i wnukowie. Wciąż brakuje wielu przepisów wykonawczych. Na lokalne władze spadł bardzo poważny problem, jakim jest m.in. z określeniem rejonów dla tych nowych szkół.
Kiedy wprowadzano gimnazja, niespełna 20 lat temu, również obawiano się tej zmiany. Może są jednak jakieś plusy powrotu do 8-klasowej podstawówki?
Plusem jest powrót do czteroletniego liceum. I jeżeli należało coś majstrować przy systemie edukacji, przy sieci szkół, to można się było zastanowić czy nie warto iść w kierunku czteroletniego liceum, a niekoniecznie „przewracania” całego systemu. W 98. roku, kiedy powstawały gimnazja, dosyć ostrożnie do tego podchodziłem. W tym momencie nie widzę jednak radykalnej potrzeby likwidacji gimnazjów. Po tylu latach, kiedy one właściwie dopiero zaczęły dobrze działać. Stracimy też jeden, bardzo ważny element, czyli egzamin zewnętrzny dla 15-latka. To był bardzo ważny egzamin, który dużo mówił o tym jak to dziecko jest uczone, jaki ma przyrost wiedzy i umiejętności. Jego wyniki były wprowadzane do systemu PISA, dzięki czemu mogliśmy obserwować jak nasi uczniowie radzą sobie na tle dzieci z innych krajów.
Nie mamy się czego wstydzić. Uczniowie gimnazjum czynili systematyczne postępy. Przez te lata wyprzedziliśmy pod względem edukacji czołowe kraje na świecie. Oczywiście z wyjątkiem takich państw, w których system edukacyjny jest - jak to mówię – nieludzki. Mam na myśli Japonię czy Koreę Południową. Tam dzieci katują się by zwiększyć swoje szanse dostania się np. na uniwersytet tokijski i wypracować sobie pozycję startową na rynku pracy. To jest jednak system, który w naszej rzeczywistości kulturowej by się w żaden sposób nie sprawdził. Zwykłem porównywać nasze osiągnięcia do Finów, którzy mając bardzo sprawny system edukacji, a jednak byli szybko doganiani przez naszych gimnazjalistów. Czy ten powrót do ośmiu klas będzie dobry? Czas pokaże.
Pan nie popiera tych zmian?
Nie jestem zwolennikiem radykalnej reformy oświaty. Wykonujemy polecenia narzucone przez ustawodawcę, ale proszę mi wierzyć, nie znalazłoby się wielu entuzjastów wprowadzenia tych zmian wśród naszych samorządowców. Panuje powszechna krytyka sposobu wprowadzania reformy systemu oświaty. Wielu rodziców dopiero teraz zauważa z czym to się wiąże i jakie mogą wyniknąć z tego problemy. Również nauczyciele, którzy byli przekonani, że to ich nie dotknie, zaczynają już dostrzegać, że reforma nie ominie nikogo. Z kolei dzieci po raz kolejny zostaną poddane eksperymentowi. Tę zmianę mocno odczujemy wszyscy. Nie ma co do tego złudzeń.
Pokolenie moich rodziców, dzisiejszych czterdziesto-, pięćdziesięciolatków często mówi, że stary system edukacji był lepszy. Panuje taka opinia, że obecnie poziom kształcenia jest niższy niż przed 99. rokiem.
To był inny system. Bardzo zachowawczy. Wtedy obowiązywały odmienne priorytety, jeśli chodzi o edukację. Jestem nauczycielem od 1983 roku. Pamiętam jakie były wówczas wymogi i czego wymagano od uczniów. Nauka opierała się na pamięciowym opanowaniu poszczególnych partii materiału. Oczywiście nie tylko, ale był to bardzo ważny element. W tej chwili większy nacisk kładzie się nie na wiedzę encyklopedyczną, ale na umiejętności. I być może to jest właściwy kierunek. Nie każdy uczeń musi być wybitnym historykiem czy fizykiem i mieć piątki z góry do dołu. Nie na tym rzecz polega. Ważniejsza jest umiejętność szukania informacji, a nie zakuwania. Zmieniły się trochę pryncypia w edukacji.
Powstanie szkół gimnazjalnych powodowało również to, że w nowe środowisko wpuszczano dzieci z burzą hormonów, co w wielu przypadkach nie zwiastowało niczego dobrego. To jest kolejny często powtarzany argument przeciwko dalszemu funkcjonowaniu gimnazjów.
Dziecku, które zostanie dłużej w podstawówce, również będą w wieku dwunastu czy czternastu lat, uderzać hormony do głowy. Czy między uczniami przebywającymi dłużej w jednym środowisku rywalizacja o pozycję w grupie będzie mniejsza? Przekonamy się o tym, ale problemy wychowawcze na pewno nie znikną. Kiedy chodziłem do 8-klasowej podstawówki one istniały i były bardzo poważne. Ponieważ rodzice - w tym ja - lubimy mitologizować i upiększać tę naszą młodość oraz mówić jak to za naszych czasów wszyscy byli mądrzejsi, piękniejsi i bogatsi... No, może bogatsi nie (śmiech). To też dlatego tak dobrze wspominamy nasze szkolne lata i w ten sposób o nich mówimy. Przekonamy się czy nowy system się sprawdzi. Pewne jest, że czeka nas kilka bardzo trudnych lat.
Rozmawiał Tomasz Breguła.
Fot.: www.freepik.com
Napisz komentarz
Komentarze