Urodził się niecałe 200 metrów od historycznego boiska Ruchu „na Kalinie”, 29 kwietnia 1927 r. Był wręcz skazany na „Niebieskich”. Chodził nie tylko na mecze swojej ukochanej drużyny, ale również na treningi. Do klubu dostał się jeszcze przed wojną. – Kiedy podawałem piłki zza bramki w czasie treningu pierwszej drużyny, starałem się trafić w poprzeczkę, aby móc jeszcze raz kopnąć skórzaną piłkę. W 1939 roku kierownik drużyny trampkarzy pan Gorol powiedział mi, że jeśli strzelę gola z rzutu karnego, zostanę przyjęty do Ruchu. Poszczęściło się i ostatnie miesiące przed wojną trenowałem w zespole trampkarzy „Niebieskich” – wspominał przed laty Gerard Cieślik.
W trakcie wojny grał w Bergknappen i powstałym w miejsce Ruchu BSV. W 1945 roku, niedługo po przejściu frontu, Cieślik znów był w ekipie „Niebieskich”. Szybko stał się najlepszym piłkarzem zespołu. Swoimi bramkami przyczynił się do zdobycia trzech kolejnych tytułów mistrzowskich (1951, 1952 i 1953). – On był w latach 50. absolutną gwiazdą ligi. Grał fenomenalnie. Kiedy w Łodzi strzelił gola „nożycami”, cały stadion wstał i bił mu brawo – wspomina Eugeniusz Lerch, który miał przyjemność grać na boisku u boku Legendy.
Przez 14 lat w barwach chorzowskiego zespołu rozegrał 237 meczów w najwyższej klasie rozgrywkowej, w których zdobył aż 168 bramek. Jest najlepszym strzelcem w dziejach klubu, wyprzedzając m.in. swoich idoli z dzieciństwa – Teodora Peterka i Ernesta Wilimowskiego. 168 ligowych trafień daje Mu trzecie miejsce wśród najskuteczniejszych graczy w historii polskiej ekstraklasy. – Jego fenomen poległa na dużej szybkości biegu i szybkim myśleniu na boisku. Charakteryzował się niesamowitym zmysłem i sprytem w rejonie pola karnego. Był niezwykle sprawny. Gdy po koniec kariery dorobił się auta marki Ifa, to przed meczem jeździł do pobliskiego lasu, gdzie sam przeprowadzał sobie rozruch – wspomina były selekcjoner reprezentacji Polski, Antoni Piechniczek.
W 1947 roku zadebiutował w reprezentacji Polski, dla której zagrał w sumie 45 meczów. Strzelił w nich 27 goli. Grał między innymi na Igrzyskach Olimpijskich w Helsinkach w 1952 roku. Legendą stały się jego dwa gole wbite na Stadionie Śląskim w 1957 roku reprezentacji Związku Radzieckiego i jej bramkarzowi – słynnemu Lwu Jaszynowi. Po tamtym meczu Cieślika, zniesionego z boiska na rękach rozentuzjazmowanego tłumu, kochała cała Polska, nie tylko ta piłkarska.
Po zakończeniu kariery Gerard Cieślik zajął się pracą z młodzieżą. Debiutował w tej profesji, w zupełnej tajemnicy, bo piłkarze nie mogli wtedy jednocześnie grać i trenować, jeszcze w latach 40. w Grunwaldzie Halemba. – Wychował reprezentantów Polski Kazimierza Poloka i Antoniego Nierobę. Był również moim trenerem w zespołach trampkarzy i juniorów. Później miałem przyjemność grać z nim w pierwszej drużynie – wspominał Eugeniusz Lerch. Był niezwykle skromnym, cichym i życzliwym człowiekiem. Budził powszechny szacunek i sympatię. Pana Gerarda nie dało się nie lubić. Do końca starał się być na każdym meczu Ruchu przy Cichej, ciesząc się z każdego sukcesu „Niebieskich” i przeżywając ich każdą porażkę. Gerard Cieślik zmarł 3 listopada 2013 r.
źródło: ruch-chorzow.com.pl
Napisz komentarz
Komentarze