To był twardy, szybki, ostry mecz. W trakcie spotkania szansę na pokazanie się otrzymało wielu zawodników Clearexu, ale leczący urazy Wadim Iwanow i Tomasz Golly, wciąż musieli obserwować grę swoich kolegów z wysokości trybun. Z powodów osobistych zabrakło natomiast kapitana Szymona Łuszczka.
Od początku spotkania stroną aktywniejszą, atakującą byli gospodarze. Słowacy wydawali się zagubieni takim obrotem sprawy, nie umieli wyjść spod pressingu, i bardzo szybko Mariusz Seget otworzył wynik. Zaraz potem mogło być 2:0. Po uderzeniu Mateusza Omylaka piłka odbiła się jednak od słupka.
Goście niespodziewanie zagrali w piątkę w polu, z daleko wysuniętym bramkarzem i… wyrównali. Mimo wielu dogodnych sytuacji wypracowanych przez chorzowian, do przerwy wynik nie uległ już zmianie.
Druga połowa rozpoczęła się od trafienia Mateusza Omylaka. Wydawało się, że kolejne gole są kwestią czasu. Tymczasem Słowacy wyszli z kontrą i jeszcze w tej samej minucie znów doprowadzili do remisu. Gospodarze zdecydowanie przeważali, bombardując bramkę rywali. Za każdym razem bramkarz rywali wychodził jednak z opresji obronną ręką, a po groźnym uderzeniu Tomasza Luteckiego pomogła mu poprzeczka.
Wreszcie w 32. minucie Mariusz Seget leżąc zdołał wepchnąć piłkę do siatki. Chwilę później chorzowianie przeprowadzili prawdopodobnie najładniejszą akcję spotkania. Robert Gładczak zagrywał do Mikołaja Zastawnika, a ten wyłożył piłkę Mariuszowi Segetowi, który z bliskiej odległości pokonał bramkarza.
W 33. minucie na tablicy wyników było 4:2, a trener Makroteamu zdecydował się na wprowadzenie lotnego bramkarza. Piotr Łopuch i Maciej Mizgajski szybko pokazali jak taką sytuację wykorzystywać. Po trzech minutach było już 8:2. Potwierdziła się jednak zasada, że trzeba grać do końca. Drużyna z Żyliny wyprowadziła w ostatniej minucie dwie kontry i… zdobyła dwa gole w odstępie 9 sekund. Mecz zakończył się wynikiem 8:4.
Napisz komentarz
Komentarze