W czerwcu ukazał się twój kolejny album fotograficzny - „Początek i koniec”. Potrafiłbyś opisać go w kilku zdaniach?
To podsumowanie 25 lat mojej pracy. Początki, rozwój i fascynacje. Wiele się w moim życiu zmieniło w ostatnim czasie. W pewnym sensie, przeszedłem wewnętrzną przemianę, co widoczne jest na tych fotografiach. Próbowałem uchwycić to co ulotne, to czego na co dzień większość z nas nie dostrzega. Żyjemy w ciągłym biegu, nie zauważamy wielu małych, z pozoru nieistotnych rzeczy, a to właśnie one bywają przecież najważniejsze. Koniec jest nieuchronny. Powinniśmy się czasem zatrzymać, rozejrzeć wokół siebie, wziąć głęboki oddech i spróbować złapać tę chwilę. To chciałem przekazać.
Początkowo planowałeś wydać ten album w nieco innej formie...
To prawda. Prace nad nim rozpocząłem we wrześniu ubiegłego roku, spotkałem się wtedy z pracownikiem wydziału kultury Urzędu Marszałkowskiego w Katowicach – Adamem Hajdugą, opowiedziałem mu o swoich zdjęciach i zbiorach. Plan był taki, żeby wydać album i zorganizować pierwszą wystawę w czerwcu, podczas Industriady. To się udało, chociaż miałem do przejrzenia prawie 800 tysięcy zdjęć. Wybrałem z nich blisko 19 tysięcy, a 88 z nich trafiło ostatecznie do albumu. Tak jak powiedziałeś, na początku miał on wyglądać trochę inaczej, zamierzaliśmy umieścić w nim wyłącznie fotografie obiektów już nieistniejących, uwiecznionych podczas wyburzania lub likwidacji. W dodatku wszystkie miały być w kwadratach, doszliśmy jednak do wniosku, że nie będziemy się ograniczać. Nie zmieniło się jednak wstępne założenie - większość prac jest czarno-biała, z domieszką koloru srebrnego, na wzór starych fotografii. Pierwsza wystawa promująca album odbyła się w kopalni Guido, 300 metrów pod ziemią. Lepsze miejsce trudno sobie wyobrazić.
Twoje zdjęcia przedstawiają przeważnie pejzaże industrialne. Co cię w nich pociąga?
W tych umierających obiektach jest coś, czego nie da się nazwać. Jakaś magia, tajemnica. Fotografując je, mogę wyrazić samego siebie. Moje zdjęcia pochodzą z różnych zakątków Dolnego i Górnego Śląska. W zasadzie trudno znaleźć na tym obszarze jakąś hutę, kopalnię, czy koksownię, w której jeszcze nie byłem. Dzień zdjęciowy czasem trwa nawet 12 godzin. Staram się unikać „szybkich plenerów”. To nie daje ani satysfakcji, ani odpowiednich efektów. Potrzebuję czasu by zrobić dobre zdjęcie. Trzeba pobyć trochę w tym miejscu. Poczuć jego klimat. Czasami budzi się we mnie natura samotnika. Kiedy jestem w plenerze, mogę odpocząć od urbanistycznego natłoku, wyciszyć się, wyrwać z tego pędu. Pobyć z samym sobą.
Masz w swojej kolekcji ogromną ilość zdjęć wykonanych w momencie ich rozbiórki…
Staram się zawsze trzymać rękę na pulsie. Kiedy dostaję informację, że coś będzie burzone, za wszelką cenę staram się tam być. Do niektórych rozbiórek nastawiam się nawet kilka dni. Warunki do robienia zdjęć w tym przypadku nie są zawsze najlepsze. Pracę utrudnia padający śnieg, deszcz lub wielogodzinny upał. Podobnie podczas fotografowania na powierzchni kopalni lub na dole w przodku. Sprzęt nie raz już zajechałem. Mam jednak tę satysfakcję w postaci niepowtarzalnych zdjęć. Wiem, że nikt takich nie ma i mieć nie będzie. Lubię posiadać własne fotografie z miejsc, które już nie istnieją lub są niedostępne. Jednocześnie boli mnie, że te wszystkie budynki, pozostałości po dawnych hutach i kopalniach, ulegają coraz większemu zniszczeniu.
Nie nudzi cię już fotografowanie obiektów poprzemysłowych?
Nie. I nie potrafię sobie wyobrazić by w przyszłości mogło to nastąpić. 25 lat temu odczuwałem wszystko inaczej, filtrowałem przestrzeń poprzemysłową poprzez pryzmat muzyki industrialnej. Kiedy słyszę te mechaniczne dźwięki działających jeszcze maszyn, poruszających się łańcuchów, zwałowarek… To nie do opisania. Kocham te zgliszcza i ruiny. Dobrze się czuję pośród nich. Jednocześnie odczuwam smutek widząc jak nadwyrężył je ząb czasu. Pamiętam jak w sierpniu 2008 r. wszedłem na wieżę szybu kolejowego znajdującego się na terenie KWK Barbara. Rozglądając się można było zobaczyć kopalnianą sortownię, kominy Zakładów Azotowych, szyb kopalni Prezydent i pozostałości infrastruktury Huty Kościuszko. Teraz większości tych budynków już nie ma. Nie wiem dlaczego, ale czuję taką wewnętrzną potrzebę wyrażania się poprzez wykonywanie zdjęć tych obiektów, ale również dokumentowania procesu ich destrukcji.
Potrafisz znaleźć jeszcze nowe miejsca, nowe inspiracje? Wydaje się, że sfotografowałeś już niemal wszystko...
Tego typu miejsca to kopalnie inspiracji. Tym razem postanowiłem powrócić do korzeni i przedstawić te obiekty od zewnętrznej strony. Przeglądając album można zauważyć, że zdjęcia pochodzą z różnych okresów. Za każdym razem dostrzegam coś nowego, przedstawiam tę rzeczywistość trochę inaczej. Wieże szybowe to serce każdej kopalni, dlatego też poświęciłem im dużo miejsca. Ogromne znaczenie ma pora roku w jakiej obiekty zostały uwiecznione. Pamiętam, że 21 stycznia tego roku za oknem była śnieżyca, czułem się fatalnie, miałem zapalenie płuc i wysoką gorączkę. Tego dnia sfotografowałem Hutę Jedność w Siemianowicach Śląskich. Dzięki temu posiadam niezwykłe fotografie, ostatnie wykonane w tym miejscu, w takich warunkach atmosferycznych.
Nad czym teraz pracujesz?
Od wielu lat zbieram materiały do filmu krótkometrażowego. Docelowo chciałbym, żeby miał około 20 minut. Kilkukrotnie prezentowałem już jego fragmenty, między innymi podczas festiwalu „T-Film OSTRAVA 2014” i „NAKRĘCENI” w grudniu ubiegłego roku, w Bełchatowie. Publiczność dobrze go przyjęła, co przełożyło się na kolejne już, wyróżnienia, które tam otrzymałem. Wszystko jest kręcone na wieżach szybowych. Przytwierdzam kamerę do obracającego się koła kierunkowego, co stwarza niespotykany efekt. Jestem pewien, że nikt przede mną nie zrobił czegoś podobnego. Jeśli czas pozwoli, planuję poświęcić się ratowaniu szybu Bolesław Chrobry w Wałbrzychu. Oczywiście nie porzucam cyklu ukazującego ślady upadającego, śląskiego przemysłu, pod nazwą „Duchy przemysłu”. Te wystawy organizuję średnio co trzy lata, więc teraz przyszła już pora na kolejną. Aha... nie pokazałem jeszcze zbioru zdjęć wykonanych aparatem analogowym. Także najlepsze, najlepsze jeszcze przede mną. Temu trzeba poświęcić sporo czasu, bo stare klisze mają pewne ubytki, które trzeba naprawić podczas obróbki. Sam widzisz, że jest jeszcze sporo do zrobienia...
Rozmawiał Tomasz Breguła.
Napisz komentarz
Komentarze