Ruch Chorzów zawsze charakteryzowały takie słowa jak „tradycja” czy „przywiązanie”. Wielu ludzi działających w klubie na różnych stanowiskach, to osoby lokalne, dla których niebieska „eRka” nie jest tylko kolejnym znakiem towarowym, ale symbolem do którego czują ogromny sentyment, szacunek i więź. Takie persony tworzą właśnie słynną „niebieską rodzinę”. Jednym z jej członków jest bez wątpienia Ryszard Kołodziejczyk, który Ruchem jest całkowicie przesiąknięty. Dla wielu — trener bramkarzy. Dla starszych kibiców lub tych, którzy postanowili zagłębić się w jego historię — ikona chorzowskiego klubu.
Wychowanek który został mistrzem
Zacznijmy od samego początku — jakże oczywistego — nie jest tajemnicą, że „Richat” na świat przyszedł właśnie w Chorzowie i to tu się wychował. Od początku swojej kariery był związany z Niebieskimi. Swojego początku z seniorską drużyną nie mógł zaliczyć do tego z rodzaju „wymarzonych”. Obecnie nasz klub zmaga się z wieloma problemami, najdotkliwszy w ostatnim czasie był spadek do pierwszej ligi. Kołodziejczyk jako młody zawodnik również musiał doświadczyć goryczy związanej z degradacją, chociaż swojej „cegiełki”(w negatywnym tego słowa znaczeniu) do tego nie dołożył. Zrobił to natomiast Janusz Jojko — poprzednik Ryśka, jeżeli chodzi o rolę pierwszego bramkarza. Nikomu, kto choć trochę interesuje się historią naszego klubu, nie trzeba przypominać meczu barażowego z Lechią Gdańsk i słynnego samobója Jojki, dzięki któremu Ruch pierwszy raz w historii spadł z Ekstraklasy(ówczesnej I Ligi). Dla pewności oraz z myślą o młodych kibicach wstawiamy jednak poniżej nagranie owego kiksu.
Jakby tego było mało, Jojko w kolejnym sezonie odszedł do... GKS-u Katowice. Biorąc pod uwagę wszystkie fakty, nikt Janusza w Chorzowie nie chciał już oglądać. Ta sytuacja otwarła wrota do pierwszego składu, właśnie dla młodego Ryszarda Kołodziejczyka. Golkiper wywalczył sobie pewną pozycję w zespole, walnie przyczyniając się do awansu Ruchu, który chorzowianie wywalczyli sezon po spadku. Historia postanowiła napisać jeszcze barwniejszy scenariusz dla „Richata” i jego kolegów z drużyny, bowiem po powrocie do elity, Niebiescy jako beniaminek zdobyli w kampanii 1988/89 legendarne czternaste Mistrzostwo Polski. W naszym składzie występowali wówczas między innymi tacy zawodnicy jak Dariusz Gęsior, Waldemar Fornalik, Grzegorz Kapica oraz Krzysztof Warzycha. Znane nazwiska robią oczywiście wrażenie, ale nie można zapominać o Kołodziejczyku, który jako podstawowy bramkarz był pewnym punktem zespołu i nieraz ratował swoich kolegów z opresji. Doskonałym przykładem były Wielkie Derby Śląska, rozgrywane w ramach 27. kolejki Ekstraklasy. Ta konfrontacja w opinii wielu osób był najistotniejszym momentem w mistrzowskim sezonie, bowiem dzięki wygranej Ruch wyprzedził w tabeli Górnika, który do tego spotkania przewodził w ligowej tabeli. Kołodziejczyk w tym meczu spisywał się fenomenalnie, a ukoronowaniem tego występu był obroniony rzut karny. O jego profesjonalizmie świadczy fakt, że po udanej paradzie, udzielił reprymendy kolegom, którzy zamiast skupić się na dalszej grze, cieszyli się z jego interwencji. „Richat” w roli zawodnika Ruchu występował do 1998 roku. Oczywiście należy jeszcze wspomnieć o chwilowym wznowieniu kariery podczas sezonu 2003/2004, kiedy Niebiescy mieli problemy z obsadą funkcji rezerwowego golkipera.
Trener najwyższej klasy
Po wspomnianym zakończeniu swojej przygody z grą w piłkę w 1998 roku, Kołodziejcyzk pozostał w klubie obejmując funkcję trenera bramkarzy. Od tego momentu rozpoczęła się historia, która wydawała się nie mieć końca. Wszystko zmieniało się w Ruchu - piłkarze, działacze, trenerzy, tylko nie Rysiek. Chorzowianin w czasie swojej blisko 20-letniej kadencji miał okazję pracować z ponad trzydziestoma bramkarzami, szesnastoma trenerami(niektórzy prowadzili Ruch kilkukrotnie w tym czasie) oraz był świadkiem zarządzania klubu przez sześciu prezesów! Poniżej znajduje się ich zestawienie.
W czasie swojej pracy dla Ruchu, „Richat" przeżywał z Niebieskimi wzloty i upadki. Do przykrych chwil należy zaliczyć dwie degradacje chorzowian z Ekstraklasy. Pierwszy spadek nastąpił w sezonie 2002/2003, kiedy to klub pod wodzą Piotra Mandrysza musiał pożegnać się z najwyższą klasą rozgrywkową, drugi natomiast w poprzednim sezonie, podczas którego ulicę Cichą opuścił Waldemar Fornalik, a Krzysztof Warzycha nie zdołał utrzymać zespołu w elicie. Więcej było jednak pozytywnych chwil. Pierwsza z nich to zapewne zajęcie przez Ruch 3. miejsca w sezonie 1999/2000, kiedy to drużynę prowadził Edward Lorens. Kolejnym sukcesem było wywalczenie awansu do Ekstraklasy podczas rozgrywek 2006/2007, Kołodziejczyk miał wówczas okazję pracować z Markiem Wleciałowskim. Kolejne osiągnięcia to 3. miejsce w sezonie 2009/2010, podczas pierwszej kadencji Waldemara Fornalika. Największym laurem było pamiętne wicemistrzostwo Polski w sezonie 2011/2012, kiedy to Ruch prowadzony przez „Waldka Kinga" otarł się o upragnioną 15-tą gwiazdkę. Najświeższym sukcesem była ponownie wywalczona pod wodzą Jana Kociana w sezonie 2013/2014 trzecia lokata w Ekstraklasie. Najbardziej prawdopodobny wydawał się taki scenariusz, w którym Kołodziejczyk będzie świętował kolejny tryumf z klubem w postaci powrotu do Ekstraklasy, w jednym z najbliższych sezonów. Jednak styczniowa informacja zachwiała tą „oczywistością”...
Przede wszystkim człowiek
Rysiek Kołodziejczyk nie jest typem osoby, która szuka publicznego poklasku. Jest zupełnie odwrotnie. „Richat” stroni od angażowania się w życie medialne, niechętnie udziela wywiadów. Na pierwszym miejscu w jego hierarchii jest solidna, rzetelna i ciężka praca, której nie trzeba wynosić na światło dzienne. Taka skromność jest cechą bardzo rzadko spotykaną w dzisiejszym, skomercjalizowanym świecie. W internecie znajdują się szczątkowe informacje dotyczące jego osoby, co tylko potwierdza fakt chronienia własnej prywatności. Z drugiej strony, przez takie podejście, ciężko było się bliżej przyjrzeć postaci trenera bramkarzy, dowiedzieć się tego, jakim jest człowiekiem, a dla osób spoza grona fanatyków Ruchu, zapewne do dnia dzisiejszego pozostał anonimową. Rąbka tajemnicy uchyla jednak jeden z byłych podopiecznych „Richata”, a mianowicie Michał Buchalik, broniący obecnie barw krakowskiej Wisły.
- Bardzo miło wspominam pracę z trenerem. Pamiętam, że zawsze mogliśmy „pogodać” w gwarze, ze względu na to, że pochodzę z Rybnika – wspomina Buchalik. – Przyszedłem do Ruchu z Lechii, w momencie kiedy nie było dla mnie miejsca w zespole z Gdańska. Teraz z perspektywy czasu wiem, że był to jeden z lepszych sezonów w mojej karierze, podczas którego nabrałem ogromnego doświadczenia, między innymi dzięki pracy z trenerem Kołodziejczykiem, za co jestem mu ogromnie wdzięczny – ocenia były golkiper Ruchu.
Słowa Michała mają swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Bramkarze trenowani przez „Richata”, zawsze notowali duży progres podczas pobytu w Chorzowie, czego potwierdzeniem są ich późniejsze transfery do klubów, które w związku z aspiracjami wzmacniały swoje składy. Doskonałymi przykładami są Matus Putnocky, który zasilił szeregi Lecha Poznań, Krzysztof Kamiński zdecydował się na egzotyczny wyjazd do Japonii, wielki talent - Kamil Grabara został wychwycony przez skautów Liverpoolu, a po naszego rozmówcę sięgnęła Wisła Kraków. Można by było nawiązać jeszcze do rozwoju Krzysztofa Pilarza, Sebastiana Nowaka czy Michala Peskovicia.
- Każdy szkoleniowiec ma swój warsztat, doskonale pamiętam do czego największą wagę przywiązywał trener Kołodziejczyk. Doceniam jednak przede wszystkim to, że mogłem z nim porozmawiać otwarcie o mojej grze, zachowaniu na boisku, a on potrafił udzielić mi dobrej rady. Jest dla mnie dużym autorytetem, za to co dla nas jako bramkarzy robił oraz za to jak wielu z nas potrafił wypromować – opowiada Michał. - Mam nadzieję, że trener jak najszybciej wróci do zdrowia! – dodaje bramkarz krakowskiej Wisły.
Bez dwóch zdań Ryszard Kołodziejczyk to dla Ruchu postać unikatowa, ktoś kogo raczej trudno zastąpić. Jest świetnym fachowcem w swojej dziedzinie, ale przede wszystkim ikoną Niebieskich, o której ze względu na jego wspomnianą skromność mało się mówiło, a powinno bo jego zasługi w kontekście bramkarzy są nieocenione. Pozostaje mocno trzymać kciuki za to, aby kłopoty zdrowotne trenera dobiegły końca dzięki czemu będzie mógł on powrócić na Cichą i dalej kontynuować swoje dzieło, bo Ruchu nie stać na utratę takich osób.
Napisz komentarz
Komentarze