W skrócie o Wolności Czytania: akcja polega na tym, iż każdy kto ma taką ochotę, może przyjść na ul. Jagiellońską i zabrać ze sobą bezpłatną książkę. A to wszystko w towarzystwie wielu atrakcji. Zaciekawiony? Więcej na ten temat możesz przeczytać w artykule dostępnym tutaj.
Nie przepadasz za czytaniem? Rozumiem, sama kiedyś czytać nie znosiłam. Męczące to i dużo skupienia wymaga... A lektury szkolne? No ja proszę, większość to nudy, ale czytać i tak trzeba, bo każą i już, kropka, basta. Nie, nie, nie zadrukowany papier był mi w głowie – no chyba, że komiksów.
A jednak przyszedł dzień, który tę książkową awersję przełamał. Przełamał? Za mało powiedziane. Nastał moment, kiedy do blondynki dotarło, że książki bawią lepiej (a przynajmniej nie gorzej) niż show w telewizji czy koty w internecie. Każdemu opowiadam, że to inna książka mnie kupiła, bo tyle ich przeczytałam, że tej pierwszej nie pamiętam. Na chwilę obecną powiedzmy, że był to horror.
Wakacje z rodzicami, ja w wieku gimnazjalnym. Morze polskie, kapryśne jak zawsze. Deszcz i wiatr. Na ulicach knajpy, smażalnie ryb, stragany z pamiątkami i... outlet książkowy. Weszłam. Kupiłam horror. Cena? 9,99. Przeceniona, z błędem na stronie tytułowej, wylądowała na jednym z kiermaszów taniej książki. „Głębia Ciemności” Michaela Laimo. Wierzcie lub nie, przeczytałam całość – 213 stron – w ciągu nocy. A dreszczyk emocji był nie gorszy, niż w trakcie oglądania horroru w półmroku. Następnego dnia kupiłam kolejne. Trzy. Mam je do dziś.
Do czego zmierzam? Książki nie muszą być nudne. To kwestia gatunku i autora. No bo jeśli nie lubisz komedii romantycznych, to trudno, żeby urzekły cię harlequiny. Ale jeżeli lubisz filmy sensacyjne... zalecam wyszukanie porządnego kryminału. Na początek polecam cykl „Millenium”. Kojarzysz ten świetny film „Dziewczyna z tatuażem?” Bingo. To nic innego, jak ekranizacja pierwszego tomu tego cyklu. A co do autora, to nie tylko imię i nazwisko nad/pod tytułem. To przede wszystkim styl. Są ludzie tak niesamowici, że potrafią pisać o smarowaniu chleba masłem, jakby to była najbardziej ekscytująca rzecz na świecie. A ty, czytając, wierzysz, że smarowanie chleba masłem to rzeczywiście jest najbardziej ekscytująca rzecz na świecie. Słowem: musisz znaleźć kogoś, kogo lubisz czytać. Po prostu.
A że trwa właśnie Wolność Czytania... podrzucę kilka moich propozycji, których warto poszukać na małym książkowym święcie. Będą jak znalazł na zbliżające się jesienne wieczory.
– Cztery Pory Roku Stephen King – akurat lato przechodzi w jesień, więc tytuł jak znalazł. A poważniej, przytoczę znowu film: „Skazani na Shawshank” to jeden z lepszych i bardziej znanych filmów, będący adaptacją jednego z czterech opowiadań właśnie w tym zbiorze, autorstwa króla grozy. Chociażby z tego powodu warto zapoznać się z tą pozycją.
– Droga Cormac McCarthy – to historia o drodze ojca i syna, równie męcząca w trakcie czytania jak ich posępna podróż. A jednak warto tę opowieść przemęczyć, i to jako całość, bo właśnie cały jej trud w połączeniu z finałem historii tworzy coś niesamowitego. Naprawdę, nie da się tego opisać. Książka ta jest po prostu magiczna. Tę drogę trzeba odbyć samemu, żeby zrozumieć jej czar.
– Ja, Inkwizytor Jacek Piekara – jedna z moich ulubionych pozycji polskiej fantastyki. Nie trzeba czytać chronologicznie, bo sam autor nie pisze tej historii po kolei, choć tworzy ona razem spójną całość. To fantastyka ciężka i mroczna, główny bohater nie pozostaje obojętny – to ten typ, którego się albo kocha, albo nienawidzi.
– Bezsenność w Tokio Marcin Bruczkowski – nikt tak nie pisze o Japonii jak Bruczkowski. Nikt. Polak w wielkim mieście, który pokazuje kraj kwitnącej wiśni od innej strony – bo w swojej ocenie stronniczy nie jest i pokazuje to miejsce takim, jakim ono jest. Zarówno jego cechy dobre i złe, raz się zachwyca, raz zawodzi. Porusza rzeczy ważne i kompletnie nieistotne (w tym cenę polskiej wódki w krainie ryżowego sake).
– Zniszcz Ten Dziennik Keiri Smith – to nie do końca książka, ale być może ktoś jakiś egzemplarz oddał, bo dla niego był to nietrafiony prezent. Jest to zbiór zadań do wykonania, zarówno w domu, jak i na dworze, a efekt jest w pełni zależny od pomysłowości i kreatywności właściciela. Jedni traktują polecenia dosłownie, inni je wręcz nadinterpretują, a są też osoby takie jak ja, mieszające pierwsze z drugim. Moim zdaniem fajna rzecz i dobra zabawa, nie służąca do bezmyślnego wyżywania się na „książce” – to po prostu książka, którą tworzymy sami. Na dowód tego, że mam rację, załączam w galerii kilka zdjęć z mojego dziennika. Widzisz? Nie kłamałam.
Napisz komentarz
Komentarze