W piątek, 14 października, w Galerii Spełnionych Marzeń w Klubie ChSM „Pokolenie” przy ul. Młodzieżowej 29 odbył się wernisaż wystawy „Blisko natury”, prezentującej fotografie autorstwa Adriana Ślązoka. Na wejściu gości witał mały chłopiec – jak się okazało, syn fotografa – wręczając przybyłym wywołane zdjęcia, a każde z nich było inne. Przedział wiekowy odwiedzających wystawę był różny – dało się zauważyć zarówno osoby młodsze jak i starsze.
Na ścianach w antyramach wisiały fotografie w białych i czarnych passe-partout, a oprócz nich, na scenie znajdującej się pośrodku sali znajdowały się zdjęcia w formie slajdów, które przykuwały uwagę zwiedzających.
- Bo zdjęcia te są... bardzo czyste. Nie ma na nich nadmiaru kolorów, niepotrzebnie dynamicznych kompozycji czy skomplikowanych kadrów. Urzekają prostotą i subtelnością, właśnie te cechy definiują urok tych fotografii - zaznaczali zwiedzający.
Prace, które znalazły się na wystawie są efektem sześcioletniej pracy artysty, z małym wyjątkiem, którym było jedyne pionowe zdjęcie w galerii – ulubiona fotografia żony autora. Ekspozycja zdjęć o takim szerokim przedziale czasowym była zabiegiem specjalnym, prezentującym rozwój Ślązoka.
Fotograf opowiadał o zdjęciach i pracy nad nimi. Nie bał się robienia zdjęć niedźwiedziom, dużo większy strach dopadł go podczas uwieczniania ptaków na zamarzniętej Warcie. Jednocześnie przyznał, że właśnie o tych zdjęciach najbardziej lubi opowiadać, choć podkreślił, że nie ma ulubionej fotografii samej w sobie. Autor opowiedział też o procesie powstawania tych prac: ptaki nie zawsze są uwieczniane za pomocą zbliżeń aparatu, lecz często z bliska – podczas robienia zdjęć Ślązok jest rzeczywiście blisko natury, najbliżej, jak tylko może – w stroju nurka fotografując z wody lub skradając się w maskującym stroju snajperskim.
Pytanie dla tych, którzy tego nie wiedzą: jedną z bardziej interesujących Pana dziedzin fotografii jest właśnie ta przyrodnicza. Wyjaśni Pan dlaczego?
W pewnej mierze wynikło to ze „zmęczenia materiału” po dziewięciu latach aktywnej fotoreporterki. Fotografia przyrodnicza oraz akt pozwoliły mi na odzyskanie radości z fotografowania. Jednak fotoreportaż i inne dziedziny fotografii nadal są dla mnie interesujące.
Mówi Pan, że fotografowanie przyrody wymaga przede wszystkim cierpliwości. Czy zdarzają się momenty, kiedy i Panu jej brakuje?
Tak, oczywiście. Wielokrotnie przegrywałem na tym polu... Fotografowanie dzikiej przyrody przypomina maraton w przeciąganiu liny, przy czym to zwierzęta częściej wygrywają.
Co sprawiło, że wybrał Pan właśnie fotografię, że jest ona dla Pana ponad inne środki wyrazu?
Zaczęło się od kariery dziennikarskiej. A ponieważ zawsze miałem problem z ilustracją moich tekstów – zacząłem robić zdjęcia sam. A potem zakochałem się w fotografii.
L'Oreal, Adidas, Praktiker, Sport i wiele innych... Bardzo duża rozbieżność w tematyce. Czy któryś z tematów sprawił Panu szczególny problem?
Zawsze robiłem tzw. fotografię naturalną, na żywo, czyli coś zupełnie odmiennego od pracy w studiu. Obawiałem się, że praca z modelem może sprawić mi problem. Szybko jednak okazało się to dużo łatwiejsze, gdyż w studiu można zapanować praktycznie nad każdym elementem i powtarzać ujęcia do skutku.
Fotografia nie jest rzeczą łatwą. Nie miał Pan myśli o zaniechaniu fotografii przez jej trud?
Miałem. Były momenty gdy byłem zmęczony, fotograf to zawód związany z ciągłą dyspozycyjnością. Gdy założyłem rodzinę, pogodzenie wszystkich obowiązków było trudne... Jednak ostatecznie zrobiłem dwa kroki w tył tylko po to, aby nabrać rozpędu, więc fotografia raczej przy mnie pozostanie.
Napisz komentarz
Komentarze