Był 1956 rok. Edward Jarosz przyjechał do Planetarium Śląskiego na jedną z wielu szkolnych wycieczek, które nowo powstała instytucja organizowała dla dzieci i młodzieży „spoza Stalinogrodu i okręgu”. – Wokół obiektu nie było wtedy drzew. Otaczała je łysa polana. Ale byliśmy zachwyceni formą zajęć, sposobem przekazu wiedzy i atmosferą – wspomina wolontariusz.
Po szkole średniej, Edward rozpoczął studia na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi Uniwersytetu Jagiellońskiego. Poznał wielu kolegów ze Śląska i właśnie ten region wybrał na swoją dalszą karierę zawodową. Zamieszkał na Osiedlu Tysiąclecia, które wprawdzie nie przypominało dzisiejszego, ale do parku zawsze miał blisko. I to nie zmieniło się od ponad 50 lat.
– To miejsce było nie tylko miejscem zamieszkania. Instytut, w którym pracowałem, umieścił w parku stoisko badawcze pomiarów zanieczyszczenia. Tak się złożyło, że właśnie w tym miejscu wykonywałem pomiary pyłu łatwo opadającego. To mnie związało z parkiem zawodowo – opowiada.
Pan Edward był świadkiem budowy wielu parkowych atrakcji i obiektów, m.in. Ogrodu Japońskiego, kąpieliska „Fala” czy kolejki linowej „Elka”. – Dojrzewałem razem z parkiem. On stał się moim życiowym szczęściem. To tak, jakbyśmy spali przy Hyde Parku lub mieszkali naprzeciwko Central Parku. Tak, z wózkiem dziecięcym też tutaj jeździłem. Wszyscy jeździli. Jako miłośnik sztuki, przeżyłem też sporo wzruszeń związanych z parkową ekspozycją rzeźb.
Od kilku lat Edward jest liderem parkowych wolontariuszy-seniorów. W Parkowej Akademii Wolontariatu prowadzi zajęcia multimedialne oraz nordic walking. Pomaga też w organizacji imprez. – Jestem bardzo świadomym użytkownikiem tego miejsca. I mam spore nadzieje związane z programem jego modernizacji – zaznacza.
Kamil Wrzalik stawiał tu pierwsze kroki. Dosłownie. Jako malutkie dziecko, w Parku Śląskim uczył się chodzić. I właśnie ten bakcyl, którego złapał już wtedy, sprawił że wraca tu od wielu lat. I to coraz częściej. Od pięciu lat jest wolontariuszem parkowej Kuźni Wolontariatu – działa przy eventach, imprezach plenerowych, pomaga w każdej sytuacji. – Nowa, wartościowa społeczność, doświadczenia i parkowe akcje sprawiły, że nigdy się tutaj nie nudzę – przyznaje. – Pierwszym wydarzeniem, w którym brałem udział jako wolontariusz, był Bieg Wiosenny w 2014 roku – wspomina.
Kamil zawsze daje z siebie 100 procent. – Magia tego miejsca polega na aktywnym działaniu, odbieraniu uśmiechów, wielu godzinach pracy wolontariackiej wśród wspaniałej parkowej scenerii. I ludzi mających ten sam cel oraz przeświadczenie, że jest się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie – mówi.
Gdy przyjeżdża do parku, za każdym razem zapomina o szarej rzeczywistości. Siada przy Dużym Kręgu Tanecznym, patrzy na taflę Dużego Stawu, czuje zapach liści, wody, w tle słyszy małych, parkowych mieszkańców. – Ta różnorodność natury, a jednocześnie niesamowita cisza sprawiają, że choć na chwilę można znaleźć tak upragniony spokój – wyjaśnia. – Park Śląski jest atrakcyjny sam w sobie, a imprezy plenerowe są tylko dodatkiem, który powinien być rozsądnie dawkowany – mówi Kamil. – Jako użytkownik tego obiektu uważam, że mimo wszystko mamy szeroki wachlarz wyboru. Ogrom terenu sprawia, że jest to miejsce w pewnym sensie indywidualne, bo każdy może znaleźć tutaj jakiś zakątek dla siebie. Takiego uroku w sobie nie ma żaden inny park – uważa.
Źródło: Park Śląski
Napisz komentarz
Komentarze