Grzegorz urodził się w Chorzowie, i choć przez pewien czas mieszkał poza Śląskiem, dziś jest znów mieszkańcem rodzimej ziemi. Zatrzymał się w Świętochłowicach. Jego pasją jest tworzenie perfum, ale nie takich, jakie znamy najlepiej. Opowiedział nam o świecie zapachów niszowych.
Jakub Brzozowicz: To może od początku. Jak rozpoczęła się twoja przygoda z tworzeniem perfum?
Grzegorz Dzierżenga: Zaczęła się od konkursu dla perfumiarzy. Ogłoszenie pojawiło się na Facebooku, na jednej z zamkniętych grup. Tam ludzie się ogłaszają, jak mają coś do odsprzedania lub mają coś ciekawego do zaprezentowania w kwestii perfum. Zamknięta grupa dla takich, można powiedzieć, perfumoholików.
I jak tam trafiłeś?
Kiedy mieszkałem w Warszawie, poznałem w ośrodku buddyjskim bardzo fajnych ludzi. Wśród nich, między innymi, bardzo sympatycznego chłopaka, z którym szybko się zaprzyjaźniłem. Jak się okazało, mieliśmy wspólne pasje. Mnie perfumy zawsze interesowały, z uwagi na ich piękny zapach oraz historie jaka się kryje za ich tworzeniem. On zaś był takim typowym perfumowym freakiem, zafascynowanym perfumami niszowymi. Wtedy dla mnie takie zjawisko nie istniało. Dzięki niemu odkryłem ten świat. Pokazał mi wszystkie warszawskie perfumerie niszowe. Dostępne w nich perfumy są zupełnie inne od tych, jakie większość z nas zna z sieciówek. Tam pojawiają się limitowane perfumy niezależnych perfumiarzy z Europy, ze Stanów Zjednoczonych, z Anglii. Wciągnęło mnie to bardzo. Świat perfum niszowych wywarł na mnie ogromne wrażenie, które przerodziło się w pasję do ich kolekcjonowania.
Czym takie produkty niszowe różnią się od popularnych?
Różnią się koncepcją, sposobem doboru nut, a przede wszystkim są to typowo artystyczne perfumy, w których twórca pozwolił sobie na pełną kreatywność. Najczęściej są to perfumy produkowane w małych manufakturach.
Wyobraź sobie zapach, który na przykład ma przedstawić zatłoczone miasto, lub zapach katedry, albo zapach jaki można poczuć wokół naelektryzowanej kopiarki i to w jak najbardziej realistyczny sposób . Przy czym całość jest tak harmonijnie skomponowana, że zapach jest jak najbardziej noszalny. Mnie to na tyle zainteresowało, że stałem się ich wielkim fanem.
I stwierdziłeś, że to jest dla Ciebie?
Tak. Od tamtej pory wciąż zadawałem sobie pytanie, w jaki sposób można coś tak pięknego stworzyć?
Po paru latach wróciłem z powrotem na Śląsk. Cztery lata temu, na wspomnianej grupie pojawiło się ogłoszenie, że zapraszają niezależnych amatorskich perfumiarzy, chcących wziąć udział w konkursie. Podjąłem wyzwanie. Co prawda konkursu nie wygrałem, ale zostałem zauważony i moja twórczość wzbudziła zainteresowanie. Perfumy, które stworzyłem na tę okazję, spodobały się sporej części osób oceniających. Po zakończeniu konkursu zgłosiło się do mnie kilkanaście osób, chętnych nabycia moich perfum.
Skąd miałeś wiedzę, jak to wykonać?
Pewnie po części trochę wrodzony talent oraz pewnie wrażliwy na zapachowe niuanse nos. Edukowałem się poprzez anglojęzyczne strony internetowe, fora dla perfumiarzy. Co prawda tam nie ma gotowych formuł, natomiast są dyskusje na temat jak stworzyć taki czy inny akord. Akord róży, akord pomarańczy, czy akord bryzy morskiej, dla przykładu.
Akordu pomarańczy się nie robi z pomarańczy?
Tak, z pomarańczy, jak najbardziej. Korzysta się z olejku eterycznego ze skórki pomarańczy. Ale się go podbija, wzmacnia tak, żeby trwał dłużej, dodając odpowiednie substancje . Budując akord niczym dom z pojedynczych cegiełek. Jest to wiedza, której nie uczą oficjalnie w żadnej szkole w Polsce. Jedyne miejsce w którym taka wiedza jest przekazywana to laboratorium przy warszawskiej fabryce zajmującej się produkcją związków zapachowych Pollena Aroma. Ale jest to oferta tylko dla nielicznych, którzy w czasie testów są w stanie zapamiętać i odgadnąć setki próbek zapachów.
Z mojego doświadczenia wynika, że najwięcej nauczyłem się na własnych błędach, setkach prób. Zagłębiałem się w tą wiedzę i zacząłem sam tworzyć akordy, nuty. To, co tworzyłem, zacząłem wysyłać do ludzi. Zachęcony pozytywnym odbiorem tworzyłem coraz to nowe kompozycje. Ludzie zaczęli się interesować, dopytywać o moja twórczość. Przez te cztery lata wyrobiłem sobie swoją własną markę Greg Enga Perfumes.
Masz coś w rodzaju domowego laboratorium?
Tak posiadam swoje małe „organy perfumowe”, jak się nazywa miejsce, gdzie tworzy się perfumy. Robię to u siebie w domu. Moje laboratorium to stół, waga, menzurki, pipety i flakoniki z chemią perfumeryjną oraz najszlachetniejsze olejki eteryczne oraz absoluty. W czasie procesu twórczego często cały pokój wypełniony jest tymi rzeczami.
Wchodząc do mojego mieszkania goście często od razu pytają co tak tutaj pachnie.
Co musi zawierać taki zestaw “małego perfumiarza”?
Troszkę tej tak zwanej chemii perfumeryjnej i olejków musi być żeby zacząć tworzyć. Myślę, że tak na początku warto mieć około 20 składników, żeby rozpocząć zabawę.
Muszę przyznać, że nie jest to tanie hobby. Na szczęście można te wszystkie produkty teraz kupić w Polsce. Kiedyś to było dostępne tylko dla wybranych manufaktur perfumeryjnych, dla znanych perfumiarzy, koncernów. Dużo z tych produktów, które kiedyś były objęte patentami, zastrzeżeniami, są już dostępne, bo patent wygasł, przestał funkcjonować i można go sprzedawać oficjalnie.
Ile flakoników jest potrzebnych, aby uzyskać jakiś zapach?
Są takie formuły, gdzie jest po 70 składników, 80, zdarza się, że i więcej. Ale są takie, że jest ich 30. Ja wolę tworzyć krótsze formuły, nie lubię takich rozbudowanych, no bo potem jest przy ich odtwarzaniu dużo roboty. Staram się sobie ułatwiać życie i nie kombinować za bardzo. Więcej nie zawsze znaczy lepiej. No i ważne są też odpowiednie proporcje. Dasz za dużo cytrusów, to ci wyjdzie zapach kostki toaletowej. Trzeba uważać.
Masz takie zapachy ze swojego portfolio, którymi mógłbyś się pochwalić?
Od 2020 roku to trochę tego powstało. Wiele zapachów, które się spodobały wracało, bo ludziom się podobało.
Kiedyś powstała kolekcja kilku zapachów w ramach kolekcji Wiosna w Rzymie. W jednym z nich chciałem przekazać moja wizję jak pachnie Plac Świętego Piotra. Użyłem tam specjalnej nuty kadzidła, ale takiej nieoczywistej. Nie chciałem,bżeby to kojarzyło się tylko z kościelnym kadzidłem, a raczej zależało mi na przedstawianiu nuty industrialnej, związanej z zapachem miasta oraz tłumu ludzi, który tam przebywa.
Zaciekawiło mnie to. Tworzysz takie zapachy, które odnoszą się bardziej do miejsc?
Tworzę zapachy, które odnoszą się do miejsc, tworzę zapachy, które wiążą się z moimi wewnętrznymi przeżyciami. Wszystkie w zasadzie moje zapachy wiążą się z jakąś historią. Nie tworzę zapachów od tak. Inspiracją mojej twórczości jest życie.
Stworzyłem swego czasu taki zapach, który miał przypominać ten, który czułem jak byłem dzieciakiem. To był zapach drewnianej szkatułki mojej babci, gdzie miała w środku, przywieziony jeszcze za czasów sprzed drugiej wojny światowej, olejek różany w szklanej fiolce. Dostała go w prezencie od swojej kuzynki. Ta szkatułka przeszła tak mocno zapachem róży. A dodatkowo, moja babcia uwielbiała gorzką czekoladę, którą tam trzymała.
Więc to było takie cudowne połączenie zapachu róży, czekolady i czegoś drewnianego. Podjąłem próbę odtworzenia tego zapachu. Na podstawie takiego wspomnienia z dzieciństwa powstał zapach Dark Rose, który okazał się strzałem w dziesiątkę.
To jest dla Ciebie sposób na wyrażenie siebie?
Myślę, że tak. Tworząc zapachy oddaję część swojego wewnętrznego świata, świata moich przeżyć. Często osoby, które wąchają moją kompozycję, nie znając historii jaka się za nią kryje, potem piszą do mnie “słuchaj, wiesz co, ten zapach to przypomina mi to i tamto”. Może w inny sposób, innymi słowami, ale opisują dokładnie to, co ja chciałem w tym zapachu przekazać. To jest niesamowite i zdarza się bardzo często.
Jak wygląda proces tworzenia?
Najpierw jest obraz, pomysł, który mam w głowie. Potem go przenoszę, “tłumaczę” na zapachy i rozkładam to na części pierwsze. Czyli jeżeli chcę na przykład stworzyć takie kadzidło, o którym wspomniałem przy okazji placu Świętego Piotra, to znając składniki odpowiadające za zapach kadzidła, szukam odpowiednich składników, które oddają to, co zamierzam finalnie stworzyć. Mieszając je ze sobą tworzę nuty, akordy, zupełnie jak w utworze muzycznym. Z takich nut akordów odpowiednio połączonych powstaje to, co znamy z finalnego produktu, czyli flakoniku pełnego perfum.
Wącham, porównuję, czy to, co mam na pasku zapachowym jest tym czego oczekiwałem. Często zanim osiągnę zamierzony efekt potrzeba setek próbek.
Czasem też okazuje się, że jest zbyt duża rozbieżność pomiędzy wyobrażeniem, a efektem końcowym. Kiedyś w takiej sytuacji kombinowałem, dodawałem czegoś jeszcze. Ale nauczyłem się, że tworząc przychodzi taki moment, w którym trzeba zakończyć ten proces. Jeżeli się przesadzi, nie zaufa swojej intuicji, cały pomysł niestety ląduje w koszu.
Opowiedz jeszcze o jakimś ciekawym zapachu z Twojej kolekcji. Po placu w Watykanie i szkatułce babci jestem bardzo ciekaw, co masz w zanadrzu.
Stworzyłem perfumy, które mają przypominać mokrą wiosenną łąkę, krótko po deszczu. Zapach poranka. W nutach zapachowych jest korzeń irysa, fiołek, kwiat goździka. Jest też specjalny akord stworzony przy pomocy różnych składników i gry między składnikami, który daje efekt parnego powietrza. Wiesz, takie duszne powietrze, jakie jest często latem, gdy słońce wschodzi i ogrzewa poranna rosę, a w powietrzu jest wyczuwalna wilgoć.
Jak często tworzysz nowe zapachy?
Staram się prezentować moje perfumy cztery razy do roku, albo pięć, różnie to bywa, w zależności od weny. Ostatnio miałem kolekcję letnią, letnich zapachów. Przeważnie też mam coś na jesień, czasami coś na zimę.
Przyznam się do czegoś. Od dłuższego czasu zastanawiam się nad pewnym pomysłem. Chciałbym w jakiś sposób móc to co tworzę zalegalizować. W sensie wypuszczenia moich perfum oficjalnie, by mieć możliwość wstawienia ich do jakieś sieci perfumerii niszowych.
Interesowałem się już tym tematem ale to są tak ogromne koszty, które są poza moim zasięgiem na ten moment.
Ile to jest “ogromne”?
No to mniej więcej jest koszt około 10 tysięcy złotych za jeden zapach. Pytanie, czy to się zwróci?
Na ten moment, mogę się dzielić swoją twórczością jako produktem kolekcjonerskim.
Tu nasuwa się pytanie, czy taki produkt do “kolekcjonowania” jest bezpieczny?
Wiesz, perfumiarze hobbyści, tak jak ja używają tej samej chemii perfumeryjnej, którą używają koncerny. Te wszystkie składniki, które ja stosuję, posiadają wszystkie certyfikaty dopuszczające do stosowania przy produkcji perfum. Poza tym wiem, ile można danego składnika użyć, żeby on był bezpieczny. Stosuję zalecenia co do ilości, proporcji etc. Mimo to zawsze informuję swoich odbiorców, aby przed użyciem globalnym przetestować na jakimś małym fragmencie skóry. Ludzie teraz mają bardzo często alergie na różne substancje. Więc ja zawsze mówię: przetestuj, sprawdź.
Do tej pory, stosując się do przepisów, nie spotkałem się, aby moje perfumy komuś zaszkodziły.
Czy to nie jest teraz czas dla takich ludzi jak Ty? Takie produkty niszowe, trudniej dostępne, są też unikalne. Ludzie oczekują jakości. Ale też rzeczy wyjątkowych. Fajnie jest mieć koszulkę taką, której nikt nie ma.
To prawda. Produkt niszowy, produkt stworzony z pasji jest bardzo teraz doceniony.
Myślę, że ludzie w pewien sposób są znudzeni tym, co oferuje mainstream. Szukają perfum rzemieślniczych, kraftowych. Dla mnie to szansa na rozwijanie swojej pasji.
Fot. własne / Grzegorz Dzierżenga - archiwum prywatne
Napisz komentarz
Komentarze